To historyczny dzień dla Czarnych Hebrajczyków, liczącej około 3 tysięcy członków murzyńskiej społeczności z izraelskiej pustyni Negew. Jak napisał dziennik „Haarec”, urodzony w Chicago 62-letni Elyahkeem Ben Yehuda otrzymał właśnie obywatelstwo izraelskie. W ten symboliczny sposób zakończyła się tocząca się od 40 lat walka pomiędzy państwem żydowskim a samozwańczymi Żydami o czarnym kolorze skóry.
Czarni Hebrajczycy byli jedną z wielu sekt działających w latach 60. w Chicago. Jej członkowie uważali się za potomków jednego z plemion Izraela. Pewnego dnia przywódca grupy ogłosił, że ujrzał we śnie archanioła, który kazał mu „zaprowadzić jego lud do Ziemi Obiecanej”. I tak w 1969 roku na lotnisku w Tel Awiwie wylądowała pierwsza grupa amerykańskich Murzynów i oznajmiła izraelskim władzom, że zamierza osiąść w Izraelu.
Zszokowani Izraelczycy na początku nie bardzo wiedzieli, co zrobić z przybyszami. Ostatecznie wysłali ich do położonej na pustyni miejscowości Dimona (gdzie znajdują się izraelskie ośrodki atomowe), mając nadzieję, że trudne warunki szybko zniechęcą przybyszów i że wrócą do USA. Niespodziewanie Murzyni doskonale się jednak zaaklimatyzowali w Izraelu i ich liczba zaczęła rosnąć.
Doprowadziło to do ostrego konfliktu z państwem, które – podobnie jak Naczelny Rabinat – twierdzenia o ich żydowskim pochodzeniu uznało za absurdalne. W latach 70. i 80. wielu członków grupy zostało aresztowanych. Część deportowano do USA. Czarni Hebrajczycy oskarżali władze Izraela o rasizm i apartheid. Stosunki między sektą i państwem zaczęły się poprawiać w latach 90. Najpierw Murzynom pozwolono pracować, potem służyć w wojsku, wreszcie w 2003 roku rząd dał im prawo stałego pobytu i opracował specjalny program, po zakończeniu którego członkowie grupy dostaną obywatelstwo.
W zeszłym roku Dimonę odwiedził prezydent Szymon Peres. – Izrael was kocha. Daliście naszemu krajowi radość i nadzieję. Wasze przeznaczenie jest naszym przeznaczeniem – mówił.