Siedem dni i 45 minut – od poniedziałku tyle wynosi nowy rekord Polski w zimowej wędrówce wybrzeżem Bałtyku od niemieckiej granicy do Helu. Ustanowili go Łukasz Bogdali i Przemysław Kubiak, harcerze z Pleszewa w Wielkopolsce.
– Łącznie przeszliśmy blisko 400 km. Wędrowaliśmy plażą, ale od czasu do czasu musieliśmy wchodzić w głąb lądu, by omijać porty, ujścia rzek, a także poligon w Wicku – wyjaśnia Kubiak. Poprzedni rekord należał do Macieja Moskwy i wynosił osiem dni. Został ustanowiony 11 lat temu. Skąd pomysł na pobicie właśnie tego wyczynu? – Cóż, zadecydowały o tym względy finansowe. Chcieliśmy stosunkowo małym kosztem dokonać rzeczy niecodziennej – tłumaczy Kubiak. Teraz pleszewianie czekają na wpis do "Księgi rekordów i osobliwości".
Nieco więcej zapewne kosztowała wyprawa Aleksandra Doby z Polic. 65-letni mieszkaniec Polic napisał o sobie "Lepiej żyć jeden dzień jako tygrys niż sto dni jako owca", po czym wsiadł do kajaku i popłynął. W ciągu 98 dni pokonał 5,5 tys. km z Dakaru w Senegalu do brazylijskiej Fortalezy. – To pierwszy człowiek w historii, który przepłynął Atlantyk z kontynentu na kontynent wyłącznie dzięki sile własnych mięśni – opowiada Maciej Młodzik z Urzędu Miasta w Poznaniu.
Magistrat rozreklamował wyczyn Doby, ponieważ rekordzista przez lata związany był z Poznaniem – ukończył tam politechnikę, mieszkał w pobliskim Swarzędzu. Wyprawę opisywały lokalne i ogólnopolskie media, także "Rz".
Teraz kajakarz z Polic przygotowuje się do kolejnej wyprawy. – W tej chwili jest w Brazylii. Zamierza popłynąć wzdłuż wybrzeża obydwu Ameryk do Waszyngtonu – mówi Młodzik.