Kiedy we wrześniu 2011 roku wojnę „mademoiselle" wypowiedziały francuskie feministki, nikt się nie spodziewał, że uświęcony tradycją zwrot tak szybko może znaleźć się na indeksie. Sprawa zresztą trochę przycichła, więc przeciwnicy fanatycznej poprawności mogli już zacząć się cieszyć, że pomysł umrze śmiercią naturalną.
Jednak bojowniczki o bezwzględną równość kobiet znalazły sojuszniczkę w minister solidarności i spraw społecznych Roselyne Bachelot. Już zażądała od premiera Francois Fillona, by zajął się tą sprawą.
– W dokumentach urzędowych żąda się dokonania wyboru pomiędzy „madame" a „mademoiselle". To niczym nieusprawiedliwiona ingerencja w życie prywatne, żąda się bowiem od tej osoby, by określiła się jako zamężna lub niezamężna – oburzała się niedawno minister w Radiu Europe 1.
– Nie robi się niczego takiego z „monsieur"! No, chyba że zaczniemy żądać skreślania albo „monsieur", albo „mon damoiseau". Chcę równości wszędzie – dodała.
Na tym nie koniec. Panią minister denerwuje również rozróżnienie nazwisk na „z domu" i „po mężu". Proponuje zastąpienie ich jednym sformułowaniem – „nazwisko używane". Broni też prawa kobiet do zachowania panieńskiego nazwiska. – Dziwne, że niektóre urzędy piętrzą przeszkody – mówi.