Impreza odbywa się po raz ósmy. Tym razem w rekordowej liczbie ośrodków uniwersyteckich na świecie. Głównie na Bliskim Wschodzie, w Europie i Ameryce. Organizatorzy Tygodnia Izraelskiego Apartheidu twierdzą, że chcą otworzyć oczy ludzkości na „horror, jaki rozgrywa się na palestyńskich terytoriach okupowanych". Ich zdaniem Palestyńczycy znajdują się w takiej samej sytuacji, w jakiej jeszcze niedawno byli Murzyni w RPA.
Z okazji Tygodnia organizowane są pikiety, wykłady, projekcje antyizraelskich filmów i dyskusje. Wydawane są książki i broszury. W niektórych kampusach ustawiane są fałszywe „posterunki izraelskiej armii", na których uzbrojeni w plastikowe karabiny studenci kontrolują swoich kolegów. Ma to pokazać, z czym na co dzień muszą się borykać Palestyńczycy.
Dżamal Juma: „Jesteśmy gnębieni. Zamknięto nas w bantustanach"
Organizatorzy to koalicja rozmaitych ugrupowań. Zarówno arabskich, jak i lewicowych organizacji pozarządowych. Grupy te stawiają trzy postulaty. 1. Świat powinien bojkotować Izrael, jego produkty i obywateli. 2. Światowe firmy powinny wycofać wszelkie inwestycje z państwa żydowskiego. 3. ONZ powinna nałożyć na Izrael dotkliwe sankcje.
Tydzień Izraelskiego Apartheidu wywołuje protesty ze strony Izraela i organizacji żydowskich. Ostatnio zaś cios przyszedł z niespodziewanej strony. Inicjatywę skrytykował jeden z najbardziej zdecydowanych krytyków Izraela na świecie – amerykański profesor Norman Finkelstein. Jego zdaniem organizatorzy Tygodnia nie mają czystych intencji.