Reklama

Marek Konopczyński: W czyim interesie jest nowa ustawa o zawodzie psychoterapeuty?

Problemem nie są dziś „nielegalni terapeuci bez uprawnień”. Największe zagrożenie tkwi w terapeutach, którzy mają wszelkie certyfikaty, a mimo to działają poza realnym nadzorem i bez wiedzy klinicznej. Procedowana w Sejmie ustawa wzmacnia ten mechanizm.

Publikacja: 25.08.2025 05:00

Marek Konopczyński: W czyim interesie jest nowa ustawa o zawodzie psychoterapeuty?

Foto: Adobe Stock

Reportaż „Dużego Formatu” o dr Wioli Rebeckiej, certyfikowanej przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychoanalitycznej, obnażył problem, który do tej pory rzadko przedostawał się do debaty publicznej. Doktor Rebecka legitymowała się prestiżowymi afiliacjami i certyfikatami, jednak pacjenci zgłaszali, że zamiast pomocy doświadczyli szkód. W reakcji terapeutka zastosowała obronę poprzez desperacki atak i  zastraszanie, sama składając skargi do polskich instytucji, a nawet do…  FBI. Ten przypadek pokazał, że certyfikat uznanej i szanowanej instytucji nie chroni ani pacjenta, ani opinii publicznej przed patologiami. 

Wyobraźmy sobie teraz sytuację zupełnie codzienną. Dziesięcioletnie dziecko zaczyna mieć nagłe napady lęku, okresy dezorientacji i halucynacje wzrokowe. Rodzice, przestraszeni, szukają pomocy i trafiają do certyfikowanego psychoterapeuty. Ten – zamiast skierować dziecko do neurologa i psychiatry – proponuje intensywną terapię opartą na „odblokowywaniu emocji”. Sesje kosztują kilkaset zł każda, po roku rodzina wydaje ponad kilkanaście tysięcy zł. Tymczasem prawdziwą przyczyną jest padaczka skroniowa, która wymaga leczenia farmakologicznego i specjalistycznej diagnostyki EEG. Dziecko, pozbawione właściwej pomocy, narażone jest na pogłębianie się choroby i poważne zagrożenie zdrowia. 

Procedowana ustawa o zawodzie psychoterapeuty pogłębia dzisiejsze problemy

Brzmi absurdalnie groźnie? Posłowie w Sejmie pracują aktualnie nad projektem, który nie tylko nie rozwiąże takich problemów, ale je pogłębi. Projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty, nad którym pracuje dziś Sejm (druk nr 1345) umożliwi bowiem prowadzenie praktyki osobom, które nie mają ani przygotowania medycznego, ani klinicznego – wystarczy ukończyć czteroletnią prywatną szkołę psychoterapii, bez wymogu specjalistycznego wykształcenia. Co więcej, ustawa wprowadza do polskiego prawa pojęcie „diagnozy psychoterapeutycznej”, choć w nauce nie istnieje coś takiego. To furtka, by niepokojące objawy neurologiczne czy psychiatryczne tłumaczyć w kategoriach emocjonalnych, psychologicznych czy teologicznych, bez konieczności konsultacji lekarskiej.

Czytaj więcej

Psychiatra: Dorośli przychodzą po diagnozę ADHD jak do sklepu. Mogą sporo zapłacić

Konsekwencje będą poważne. W opisanej wcześniej sytuacji, jeśli przerażeni efektami nienaukowej „terapii” spróbują złożyć skargę, to dowiedzą się, że zgodnie z (nowym) prawem nie Rzecznik Praw Pacjenta ani sąd lekarski zajmie się jej sprawą, ale samorząd zawodowy złożony z tych samych szkół, które wcześniej zarobiły na szkoleniu terapeuty. W praktyce pokrzywdzeni pacjenci będą musieli pisać do instytucji, która ma żywotny interes w tym, by nie podważać wartości własnych certyfikatów i interesów grupy zawodowej. W systemie medycznym pacjent ma prawo do kontroli niezależnych organów; tutaj pozostanie w zamkniętym kręgu prywatnych „cechów”, które pełnią jednocześnie rolę szkoleniowca, pracodawcy, regulatora rynku i sędziego w sprawach pokrzywdzonych pacjentów.

Reklama
Reklama

Dlatego Naczelna Rada Lekarska alarmuje, że projekt w obecnym kształcie nie gwarantuje pacjentom bezpieczeństwa. Polskie Towarzystwo Psychologiczne dodaje, że ustawa w praktyce powiela interes szkół psychoterapii, a nie interes osób w kryzysie. Z kolei Rzecznik Praw Obywatelskich podkreśla, że w projekcie szczególnie niebezpieczne są przepisy dotyczące dzieci – otwierają drogę do prowadzenia terapii nieletnich bez udziału sądu czy psychiatry dziecięcego. 

Ile wart jest dzisiejszy rynek usług psychoterapeutycznych?

Problem z nowym projektem ma jeszcze jeden wymiar – ekonomiczny. Polska psychoterapia to dziś rynek wart dziesiątki, jeśli nie setki milionów zł. Z dużą tendencją wzrostową, bo, jak wiemy, do gabinetów psychiatrów, terapeutów i psychologów kolejki robią się coraz dłuższe.

Szkolenia w podejściu Gestalt kosztują około 57 tysięcy zł, w Laboratorium Psychoedukacji 80 tysięcy, w INTRZE – ponad 70 tysięcy. To jednak tylko początek wydatków. Kandydaci muszą dodatkowo przejść obowiązkową terapię własną (kilkadziesiąt do ponad stu godzin, każda sesja płatna z własnej kieszeni), regularne superwizje (od 200 do 400 zł za godzinę), a do tego często wykonywać nieodpłatną pracę w ośrodku szkoleniowym. W sumie koszt dojścia do zawodu psychoterapeuty najczęściej przekracza 100 tysięcy zł. Po ewentualnym przyjęciu ustawy w tak szkodliwym kształcie, te ceny tylko poszybują w górę – tak działa gospodarka w oligopolu. 

Równocześnie nie słychać o konkretnych działaniach, które ustanowiłyby „opcję publiczną”, tj. bezpłatny lub po prostu tani system szkolenia do zawodu organizowany przez instytucje publiczne. Ten problem miał rozwiązać dr Łukasz Müldner-Nieckowski, który w zeszłym roku został powołany na stanowisko konsultanta krajowego ds. psychoterapii. Jego rolą miała być przede wszystkim koordynacja prac nad państwowym szkoleniem, specjalizacją w dziedzinie psychoterapii. Brak postępów tłumaczyć może fakt, że konsultant wywodzi się ze środowisk popierających projekt ustawy, a więc żywotnie zainteresowanych tym, aby miejsc w niekomercyjnej ścieżce szkolenia zawodowego było jak najmniej. 

Projektowany model de facto cementuje brak dostępu do zawodu terapeuty dla niezamożnych. Czyli często dokładnie tych osób, które uczyniły ze swojego życia misję decydując się na „niebiznesowe” wykształcenie i drogę zawodową w edukacji, pomocy psychologicznej, resocjalizacji czy pomocy społecznej. Premiuje za to tych, którzy po latach pracy w zupełnie innych dziedzinach mają potrzebę życiowej zmiany i zastąpienia korporacyjnych wideokonferencji świadczeniem różnej (niestety często nieweryfikowanej naukowo) jakości „psychoporadnictwa”. W takich wyborach nie ma oczywiście nic złego. Tylko że dobre chęci to za mało. Zaledwie 60 godzin płatnych zajęć z psychologii i medycyny świadczonych przez podmioty komercyjne, co proponują autorzy ustawy, nie zastąpią lat studiów na specjalistycznych zajęciach z diagnostyki klinicznej, neurologii czy psycho- i socjopatologii. 

Projekt ustawy ten mechanizm wręcz wzmacnia. To prywatne szkoły mają mieć w praktyce monopol na kształcenie, certyfikację, nadzór nad rynkiem. To szkoły, de iure lub de facto, nastawione na zysk firmy w uznaniowy sposób zadecydują, kto może zostać terapeutą. To one czerpią zyski ze szkoleń, superwizji i terapii własnej. To one w końcu będą „ścigać” osoby wykonujące ten zawód bez uprzedniego kupna ich certyfikatów. Państwo ma nie regulować wysokości opłat ani niezależnego nadzoru naukowego ani instytucjonalnego. W efekcie mamy do czynienia z odważną szarżą grup interesu na prywatyzację systemu opieki terapeutycznej. Pacjent, szukający pomocy w kryzysie, staje się klientem zamkniętego rynku certyfikatów i szkoleń. 

Reklama
Reklama

Co gorsza, projekt ustawy przewiduje, że to właśnie izby zawodowe – tworzone wprost przez środowisko dogadanych ze sobą szkół psychoterapii – będą decydować o odpowiedzialności dyscyplinarnej terapeutów. W praktyce oznacza to, że pacjent, który dozna szkody, nie trafia do niezależnego organu, lecz do towarzystwa, które wcześniej wydało certyfikat terapeucie i czerpie z tego zyski. To sytuacja odwrotna do systemu medycznego, gdzie nad lekarzami czuwają rzecznicy odpowiedzialności zawodowej i sądy lekarskie, a pacjent ma realną drogę odwoławczą. Tutaj skargi pacjentów będą rozpatrywać instytucje prywatne, często powiązane finansowo i personalnie z terapeutami, których miałyby karać. Po tych postępowaniach nie należy zresztą spodziewać się zbyt wiele. Proponenci i lobbyści nowej ustawy unikają odwołań do „teorii zweryfikowanych empirycznie” jak diabeł święconej wody. Zamiast tego w prawie zapisać chcą niezdefiniowaną zgodność z „nurtami psychoterapeutycznymi” – oczywiście tymi, które reprezentują. 

Czytaj więcej

Kajetana Foryciarz, psychiatra: Dorosłe osoby z ADHD naprawdę cierpią

Problem, o którym dowiedzieliśmy się przy okazji głośnego reportażu, nie dotyczy więc „nielegalnych terapeutów bez uprawnień”. Największe zagrożenie tkwi w terapeutach, którzy mają wszelkie certyfikaty, a mimo to działają poza realnym nadzorem i bez wiedzy klinicznej. Ustawa, jeśli zostanie uchwalona w obecnym kształcie, uczyni taki stan rzeczy normą. 

Dlatego konieczne jest, by już na etapie rekrutacji do szkół psychoterapii jasno określić szczegółowe wymagania. Dostęp powinny mieć osoby z kierunkowym wykształceniem – psychologia, pedagogika, resocjalizacja, praca socjalna, behawiorystyka czy nauki o rodzinie – z obowiązkowymi zajęciami i egzaminami z psychologii klinicznej i podstaw psychiatrii, najlepiej w placówkach medycznych.

Trzeba odwrócić logikę ustawy

Jeśli chcemy naprawdę chronić pacjentów, musimy odwrócić logikę ustawy. Po pierwsze, rekrutacja do szkół psychoterapii powinna być ograniczona wyłącznie do osób po kierunkach z fundamentem psychologicznym i nauką o rozwoju człowieka, takich jak psychologia, pedagogika, resocjalizacja czy praca socjalna.

Po drugie, należy usunąć z projektu ustawy nieobecne w nauce pojęcie „diagnozy psychoterapeutycznej” albo jednoznacznie zapisać, że nie może ono zastępować diagnozy medycznej stawianej przez lekarza psychiatrę czy neurologa.

Reklama
Reklama

Po trzecie, w odniesieniu do dzieci trzeba wprowadzić ścisłe kryteria znane z ustawy o ochronie zdrowia psychicznego – z zagwarantowanym udziałem sądu, opiekuna prawnego i psychiatry dziecięcego, tak, aby najmłodsi pacjenci nie byli pozostawieni sam na sam z osobą bez przygotowania klinicznego.

Czytaj więcej

Prof. dr hab. nauk med. Bogdan de Barbaro: Ma miejsce zjawisko psychiatryzacji kultury

Po czwarte, konieczne jest rozdzielenie ról w systemie: kto szkoli, nie może jednocześnie certyfikować, a kto certyfikuje – nie powinien nadzorować. Nadzór nad procesem musi być państwowy, przejrzysty i włączający zarówno środowiska naukowe, jak i lekarskie.

Po piąte, system skargowy musi zostać oparty o publiczny rejestr i realne prawo pacjenta do zgłoszenia sprawy, z pełnym zrównaniem jego pozycji wobec instytucji takich jak Rzecznik Praw Pacjenta.

W końcu, jawność finansowa powinna być bezwzględnym standardem: obowiązek publikowania wszystkich kosztów i wyników egzaminów, zakaz łączenia funkcji w szkole i samorządzie zawodowym oraz precyzyjne określenie dopuszczalnych kosztów szkolenia.

Reklama
Reklama

Polska potrzebuje ustawy o ochronie pacjenta w psychoterapii, a nie ustawy o ochronie wolnego (od nadzoru państwa i naukowców) rynku szkół i certyfikatów. Inaczej dramaty takie jak opisane przez „Gazetę Wyborczą” będą się powtarzać. A najbardziej narażeni – dzieci, osoby w kryzysie psychicznym, pacjenci bez wiedzy eksperckiej – pozostaną bezbronni wobec systemu, który ma bronić nie ich, ale interesów szkoleniowych korporacji.

Prof. dr hab. Marek Konopczyński, dr h.c.

Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytet w Białymstoku 

 


Reportaż „Dużego Formatu” o dr Wioli Rebeckiej, certyfikowanej przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychoanalitycznej, obnażył problem, który do tej pory rzadko przedostawał się do debaty publicznej. Doktor Rebecka legitymowała się prestiżowymi afiliacjami i certyfikatami, jednak pacjenci zgłaszali, że zamiast pomocy doświadczyli szkód. W reakcji terapeutka zastosowała obronę poprzez desperacki atak i  zastraszanie, sama składając skargi do polskich instytucji, a nawet do…  FBI. Ten przypadek pokazał, że certyfikat uznanej i szanowanej instytucji nie chroni ani pacjenta, ani opinii publicznej przed patologiami. 

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Wszystkie książki historyczne, których nie przeczytał Donald Trump
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Piąta rocznica wielkich protestów. Co się dzieje na Białorusi?
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama