Reportaż „Dużego Formatu” o dr Wioli Rebeckiej, certyfikowanej przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychoanalitycznej, obnażył problem, który do tej pory rzadko przedostawał się do debaty publicznej. Doktor Rebecka legitymowała się prestiżowymi afiliacjami i certyfikatami, jednak pacjenci zgłaszali, że zamiast pomocy doświadczyli szkód. W reakcji terapeutka zastosowała obronę poprzez desperacki atak i zastraszanie, sama składając skargi do polskich instytucji, a nawet do… FBI. Ten przypadek pokazał, że certyfikat uznanej i szanowanej instytucji nie chroni ani pacjenta, ani opinii publicznej przed patologiami.
Wyobraźmy sobie teraz sytuację zupełnie codzienną. Dziesięcioletnie dziecko zaczyna mieć nagłe napady lęku, okresy dezorientacji i halucynacje wzrokowe. Rodzice, przestraszeni, szukają pomocy i trafiają do certyfikowanego psychoterapeuty. Ten – zamiast skierować dziecko do neurologa i psychiatry – proponuje intensywną terapię opartą na „odblokowywaniu emocji”. Sesje kosztują kilkaset zł każda, po roku rodzina wydaje ponad kilkanaście tysięcy zł. Tymczasem prawdziwą przyczyną jest padaczka skroniowa, która wymaga leczenia farmakologicznego i specjalistycznej diagnostyki EEG. Dziecko, pozbawione właściwej pomocy, narażone jest na pogłębianie się choroby i poważne zagrożenie zdrowia.
Procedowana ustawa o zawodzie psychoterapeuty pogłębia dzisiejsze problemy
Brzmi absurdalnie groźnie? Posłowie w Sejmie pracują aktualnie nad projektem, który nie tylko nie rozwiąże takich problemów, ale je pogłębi. Projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty, nad którym pracuje dziś Sejm (druk nr 1345) umożliwi bowiem prowadzenie praktyki osobom, które nie mają ani przygotowania medycznego, ani klinicznego – wystarczy ukończyć czteroletnią prywatną szkołę psychoterapii, bez wymogu specjalistycznego wykształcenia. Co więcej, ustawa wprowadza do polskiego prawa pojęcie „diagnozy psychoterapeutycznej”, choć w nauce nie istnieje coś takiego. To furtka, by niepokojące objawy neurologiczne czy psychiatryczne tłumaczyć w kategoriach emocjonalnych, psychologicznych czy teologicznych, bez konieczności konsultacji lekarskiej.
Czytaj więcej
Do gabinetów psychiatrycznych napływa fala dorosłych osób, które pragną jednego: stwierdzenia, że...
Konsekwencje będą poważne. W opisanej wcześniej sytuacji, jeśli przerażeni efektami nienaukowej „terapii” spróbują złożyć skargę, to dowiedzą się, że zgodnie z (nowym) prawem nie Rzecznik Praw Pacjenta ani sąd lekarski zajmie się jej sprawą, ale samorząd zawodowy złożony z tych samych szkół, które wcześniej zarobiły na szkoleniu terapeuty. W praktyce pokrzywdzeni pacjenci będą musieli pisać do instytucji, która ma żywotny interes w tym, by nie podważać wartości własnych certyfikatów i interesów grupy zawodowej. W systemie medycznym pacjent ma prawo do kontroli niezależnych organów; tutaj pozostanie w zamkniętym kręgu prywatnych „cechów”, które pełnią jednocześnie rolę szkoleniowca, pracodawcy, regulatora rynku i sędziego w sprawach pokrzywdzonych pacjentów.