Reklama
Rozwiń

Kajetana Foryciarz, psychiatra: Dorosłe osoby z ADHD naprawdę cierpią

Po co dorosłej osobie diagnoza ADHD? To tak, jakby całe życie nie widzieć wyraźnie, nie wiedząc, dlaczego tak jest, a potem założyć okulary i zrozumieć, że to nie była kwestia złej woli - mówi Kajetana Foryciarz, psychiatra.

Publikacja: 04.07.2025 06:00

Kajetana Foryciarz, psychiatra

Kajetana Foryciarz, psychiatra

Foto: materiały prasowe

Dr n. med. Kajetana Foryciarz

Psychiatra, internista i lekarz rodzinny z doświadczeniem w psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Członkini Europejskiej Sieci ADHD Dorosłych. Prowadzi w Warszawie Centrum Diagnostyczno-Lecznicze specjalizujące się w diagnozie i leczeniu zaburzeń psychicznych u dorosłych, w tym ADHD i spektrum autyzmu. Jest autorką licznych publikacji i szkoleń, popularyzatorką wiedzy o neuroatypowości. 

Jak odróżnić ADHD od skutków przebodźcowania i życia w nadmiernym stresie?

Domyślam się, że pytanie brzmi: czy to „tylko” stres czy ADHD? To jest ważne pytanie, bo jeśli czujemy się gorzej z powodu nadmiernego przeciążenia i przebodźcowania, to jedyną rozsądną poradą jest: „po prostu odpocznij i zacznij żyć wolniej, spokojniej”.

Łatwo się mówi, gorzej z realizacją. 

Jednak kiedy zgłasza się pacjent z pytaniem, czy ma ADHD, a jednocześnie jest wyczerpany i przeciążony, nieraz musimy opóźnić rozpoczęcie procesu diagnostyki do czasu, aż przynajmniej trochę odpocznie i się zregeneruje. Właśnie dlatego, że objawy obu tych stanów mogą być tak bardzo podobne.

Jak je odróżnić?

Przed diagnostą jest mnóstwo niewiadomych i mnóstwo pytań, jakie potrzebuje zadać zarówno pacjentowi, jak i samemu sobie w kontekście pacjenta, którego bada. Sama diagnostyka polega na szczegółowym przeanalizowaniu funkcjonowania danej osoby od dzieciństwa do dzisiaj oraz na ocenie, czy objawy na „tu i teraz” mogą być wiązane z ADHD i czy są powodem cierpienia. Jeśli objawy ADHD były obecne w dzieciństwie, mamy ważny sygnał, że porada „odpocznij, zwolnij” najprawdopodobniej nie będzie skuteczna, bo osoba z ADHD ma z tym właśnie trudność. I znowu – nie wszyscy ludzie, którzy się przeciążają, choć tak naprawdę nie muszą (czyli większość), robią to dlatego, że mają ADHD. Motywacje do przekraczania własnych ograniczeń, a wreszcie do „nadużywania” samych siebie bywają rozmaite, często bardzo silne. W przypadku ADHD kluczowe jest zrozumienie, jak dana osoba funkcjonuje neurobiologicznie. Chodzi o to, czy można w sposób jednoznaczny stwierdzić, że jej układ nerwowy działa nieco inaczej, czyli, mówiąc w uproszczeniu, że jego „okablowanie” jest specyficzne.

Co może świadczyć o tym specyficznym „okablowaniu”?

Mówimy tu o tzw. objawach osiowych, czyli tych kluczowych dla obrazu ADHD. Najczęściej wskazuje się tu na dwa główne obszary: zaburzenia koncentracji uwagi oraz nadpobudliwość psychoruchową i impulsywność. To ważne, bo wbrew temu, co uważało się dawniej, ewidentna nadruchliwość nie jest warunkiem ani koniecznym, ani wystarczającym do rozpoznania tego zaburzenia. W przypadku koncentracji warto zaznaczyć, że nie chodzi o jej ogólny brak, lecz o to, że jest ona bardzo niestabilna. Może być wręcz znakomita, jeśli coś jest interesujące lub dostarcza odpowiedniej stymulacji, i wtedy osoba z ADHD potrafi się całkowicie zatracić w działaniu, zapominając o wszystkim dookoła. Z drugiej strony, kiedy brakuje stymulujących bodźców, koncentracja staje się bardzo trudna; pojawia się rozproszenie i znaczne ograniczenie uwagi. Dlatego uważa się, że ADHD to nie tyle zaburzenie koncentracji, co zaburzenie sposobu kierowania uwagą. Trudność polega nie na tym, że dana osoba w ogóle nie potrafi się skoncentrować, ale na tym, że nie jest w stanie w sposób elastyczny i kontrolowany zarządzać swoją uwagą zgodnie ze swoimi potrzebami.

Czytaj więcej

Psychiatra: Dorośli przychodzą po diagnozę ADHD jak do sklepu. Mogą sporo zapłacić

Mamy do czynienia z modą na diagnozowanie się pod kątem ADHD?

Żeby się do tego odnieść, musiałabym najpierw zrozumieć, jak definiujemy modę. A szczerze mówiąc, nie znam jednej, ścisłej definicji. Kiedy myślę o modzie, kojarzy mi się ona z czymś subiektywnym, opartym na gustach i upodobaniach, które nie muszą mieć głębszego uzasadnienia. Po prostu coś się komuś podoba i to wystarcza. Z czasem, jeśli coś podoba się jednej grupie osób, zaczyna się też podobać innym. To naturalne, że ludzie „łapią” różne rzeczy od siebie nawzajem: zainteresowania, style. Ale w kontekście ADHD sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie widzę tu mody w klasycznym sensie. Raczej powiedziałabym, że ludzie, poszukując źródeł swojego cierpienia czy dyskomfortu, trafiają na pojęcie ADHD i zaczynają się z nim identyfikować. Przy czym warto dodać, że samo słowo „dyskomfort” – choć często używane – w naszej pracy jako psychiatrów czy psychoterapeutów jest dość problematyczne. 

Dlaczego?

My raczej mówimy o cierpieniu, a to słowo bywa z kolei dla wielu osób zbyt silne, zbyt poważne. Ale jeśli ktoś nie radzi sobie w ważnych obszarach życia, ponosi z tego powodu straty, mimo wysiłków nie osiąga pożądanych rezultatów, to jest to forma cierpienia. I teraz: jeśli rozumiemy ADHD – zgodnie z tym, co mówi nauka – jako zaburzenie neurorozwojowe wynikające z odmiennego rozwoju układu nerwowego, które prowadzi do realnych niedogodności, to trudno tu mówić o modzie. ADHD wiąże się z ograniczeniami w wielu obszarach, które można by streścić jako wrodzone zaburzenie regulacji na różnych poziomach – emocjonalnym, poznawczym, a nawet czysto fizjologicznym. Polega to na ograniczonej możliwości kierowania swoją uwagą, zasobami energii czy wreszcie zachowaniem. Osoby z ADHD dokonują zwykle gigantycznego wysiłku, żeby te ograniczenia skompensować, zużywając o wiele więcej energii na proste czynności w porównaniu z osobami bez tego zaburzenia. A widoczne na zewnątrz efekty są często znikome. 

Czyli wracając do pytania o modę...

To trochę tak, jakbyśmy mieli mówić o modzie na niedowidzenie albo niedosłyszenie. Gdy okazuje się, że dziecko ma wadę wzroku, idzie do okulisty, dostaje okulary, prawda? Wzrok jest w pewien sposób „protezowany”, korygowany. I teraz pomyślałam, że ADHD można do pewnego stopnia porównać właśnie do takich sytuacji. W dyskusji publicznej o tym zaburzeniu pojawiają się głosy, że może to wszystko jest naturalne, że może nie trzeba z tym nic robić, tylko pozwolić człowiekowi żyć z tym „trochę inaczej”, nawet jeśli to oznacza pewne cierpienie. Ale jeżeli podchodzimy do tego w ten sposób, to dlaczego nie zostawiamy dziecka z wadą wzroku bez okularów? Dlaczego nie mówimy: „to naturalne, że nie widzi wyraźnie, niech się bardziej postara, niech sobie jakoś poradzi”? Proponujemy mu okulary, żeby pomóc mu funkcjonować na równi z innymi. To samo dotyczy aparatów słuchowych – chcemy, by dziecko, które słyszy gorzej niż reszta, miało możliwość uczestniczenia w świecie bez zbędnych barier. Podobnie jak tzw. punkt odcięcia, powyżej którego diagnozuje się objawy jako ADHD, jest w pewnym sensie konstruktem społecznym – bo przecież równie dobrze mógłby być ustalony nieco wyżej lub niżej – tak samo możemy pomyśleć tutaj. Przecież to też są pewne konstrukty społeczne, bo kto właściwie ustalił, jak dokładnie „powinno się słyszeć” czy „powinno się widzieć”? A jednak na podstawie badań naukowych ustalone zostały normy prawidłowego wzroku czy słuchu i uznajemy, że jeśli ktoś od tych norm odstaje i cierpi w związku z zaburzeniami wzroku lub słuchu, to warto mu pomóc i to nie jest przecież żadna przesada, tylko wsparcie dla rozwoju i jakości życia. 

Wydaje się jednak, że cechą naszych czasów jest to, że ludzie gonią za szczęściem i próbują całkowicie wykluczyć cierpienie ze swojego życia. Poszukujemy różnych metod ukojenia dyskomfortu i zastanawiam się, czy do takich metod nie należy właśnie próba zdiagnozowania zaburzeń takich jak ADHD?

To są pytania bardzo mi bliskie, zwłaszcza że w nauce o funkcjonowaniu emocjonalnym, poznawczym czy społecznym człowieka granice między normą i patologią są często nieostre i przenikają się w różnych wymiarach. Stąd tak wiele dyskusji i sporów w środowisku psychiatrów i psychologów, nie tylko zresztą dotyczących ADHD. Nauka o funkcjonowaniu naszego mózgu znacznie się rozwinęła, ale i tak w porównaniu z innymi działami medycyny jest jeszcze w powijakach. To daje pole do interpretacji, a nie ma nic gorszego dla rzetelnej diagnozy niż sztywne, jednostronne interpretacje wynikające z wiedzy nabytej wiele lat wcześniej lub utrwalonych przyzwyczajeń. 

Cierpienie i dyskomfort są nieodzownymi elementami ludzkiej egzystencji, ale w sposób zupełnie naturalny staramy się ich unikać, dążąc do takich warunków, w których czujemy się dobrze i możemy się rozwijać jako ludzie. Podobnie jest też w świecie zwierząt. Przecież kot nie będzie siedział w miejscu, które mu nie odpowiada; pójdzie tam, gdzie mu wygodnie, prawda? To naturalne. Z drugiej strony nauka tolerancji dyskomfortu jest nieodzownym elementem życia, bo bez niej nie bylibyśmy w stanie przetrwać ani osiągać jakichkolwiek swoich celów. Jednak tutaj nie mówimy o zwykłej, życiowej umiejętności, ale o doświadczaniu objawów zaburzenia, które powoduje, że osoba nim dotknięta nie ma równych szans w porównaniu z osobą bez ADHD. 

Tylko że w przypadku objawów związanych z ADHD, takich jak nadpobudliwość czy trudności z kierowaniem uwagą, nawet jeśli wszystkie te symptomy układają się w charakterystyczny obraz i spełniają kryteria diagnostyczne, to i tak pozostaje jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie: czy nie mamy do czynienia z czymś innym, co daje podobne objawy?

Na przykład?

Przykładów mogłoby być wiele, bo wiele innych zaburzeń psychicznych może dawać do pewnego stopnia podobne objawy. Depresja pogarsza pamięć i koncentrację; zaburzenia lękowe zwiększają nadpobudliwość; zaburzenia osobowości sprawiają, że reakcje w sytuacjach społecznych bywają nieadekwatne. To tylko niektóre z nich.

Jednocześnie, jak mówią badania, nawet 80 proc. osób dorosłych z ADHD cierpi też z powodu innych zaburzeń psychicznych. Ostatnio wiele się mówi o zaburzeniach potraumatycznych, również w kontekście ADHD. Objawy mogą być do tego stopnia podobne, że pojawiają się pseudonaukowe teorie wskazujące, że w istocie ADHD jest skutkiem traumy; pseudonaukowe nie tylko dlatego, że niepoparte badaniami, ale dlatego, że wygłaszane wbrew istniejącym dowodom naukowym. Jednocześnie osoby z ADHD, ze względu na wrodzoną niestabilność i wrażliwość układu nerwowego, mają większe ryzyko rozwoju zaburzeń potraumatycznych na skutek trudnych doświadczeń, które często są ich udziałem. To ważne, bo nie każde doświadczenie, nawet najcięższe, stanie się traumą i będzie skutkować zaburzeniem. A z drugiej strony, w określonych okolicznościach i przy określonej wrażliwości nawet wydarzenie z pozoru nieznaczące może prowadzić do zaburzenia potraumatycznego. 

Analizując podobieństwa z obrazem ADHD, mówimy tu szczególnie o skutkach niekorzystnych okoliczności czy zdarzeń z dzieciństwa, niekoniecznie związanych z pojedynczym, dramatycznym wydarzeniem, jak wypadek czy nagła strata, ale raczej z doświadczeniami, które powtarzały się przez dłuższy czas. Takie długofalowe, przewlekłe sytuacje mogą obejmować np. przemoc, nadużycia różnego rodzaju, ale też zaniedbanie czy nadopiekuńczość ze strony rodziców. Ta ostatnia również może wpływać na rozwój dziecka w sposób, który skutkuje objawami podobnymi do tych obserwowanych w ADHD. Rodzic, który sam doświadczył cierpienia, chce dla swojego dziecka jak najlepiej; chce je uchronić przed tym, co sam przeżył. Dlatego, w trosce o bezpieczeństwo, może przejawiać postawę nadopiekuńczą. A taka postawa, choć wynika z miłości i troski, może mieć niezamierzone negatywne konsekwencje. Dla dziecka nadopiekuńczość staje się sygnałem: „skoro jestem aż tak chroniony, to znaczy, że świat musi być bardzo niebezpieczny”. W ten sposób, nawet w dobrej wierze, dziecku przekazywane są niepokój i nadmierna ostrożność wobec świata.

Czyli trzymanie dziecka pod kloszem jest szkodliwe.

Tak, ponieważ nie ma ono wtedy szansy na samodzielne eksplorowanie świata na swoich warunkach, w bezpiecznym, kontrolowanym otoczeniu. Zamiast tego, jego rozwój odbywa się w cieniu nieustannego ostrzegania i lęku. To trochę tak, jakbyśmy siedzieli w zamkniętym pokoju, a ktoś z zewnątrz cały czas powtarzał: „Uważaj, nie wychodź, bo tam jest naprawdę niebezpiecznie, tam czyhają różne zagrożenia”. W takim klimacie trudno budować zaufanie do świata i do własnych możliwości.

Rozmawiamy o diagnozowaniu, ale po co właściwie dorosłemu człowiekowi diagnoza ADHD?

Gdy dorosły otrzymuje diagnozę ADHD, zyskuje przede wszystkim samoświadomość i wyjaśnienie, a nie wymówkę. Bo to bardzo ważne rozróżnienie: ADHD wyjaśnia wiele rzeczy, ale nie usprawiedliwia niczego. Życie się toczy i człowiek radzi sobie jak umie. A jak nie umie – ponosi straty. Nie możemy – jak kiedyś w szkole – przynosić usprawiedliwienia, kiedy nie jesteśmy przygotowani do lekcji. W dorosłym życiu to po prostu nie działa. Diagnoza ADHD i idący za nią wzrost samoświadomości pozwalają wziąć adekwatną odpowiedzialność za różne wymiary swojego życia i zacząć poszukiwać skutecznych, pomocnych rozwiązań. 

Czytaj więcej

Robert Whitaker: Jesteśmy kulturą ludzi, którzy chętnie biorą leki

A co dzieje się po diagnozie? 

Osoby, u których rozpoznano ADHD, bardzo często przechodzą przez określone etapy emocjonalne. Na początku diagnoza przynosi dużą ulgę i poczucie wreszcie bycia rozumianym. Do poradni najczęściej zgłaszają się osoby, które od dzieciństwa borykają się z niedomaganiem w różnych obszarach. Życie się zmienia, pojawiają się nowe role, nowe oczekiwania, a takie osoby wciąż doświadczają trudności. Co więcej, przez lata otrzymywały z otoczenia liczne komunikaty, że są „nie takie, jak powinny być”, a tymczasem ich trudności wynikają m.in. z tego, że mózg osoby z ADHD dojrzewa wolniej. Taka osoba nie rozwija pewnych cech adaptacyjnych takich jak umiejętność kierowania uwagą, samodzielność czy adekwatne zachowanie społeczne w tym samym czasie, co osoby neurotypowe. Jeśli otoczenie nie rozumie, że trudności wynikają z ADHD, to dziecko przez lata słyszy, że jest uparte, niegrzeczne albo ma złe intencje. Otrzymuje liczne drobne, krytyczne komunikaty, które podważają poczucie własnej wartości, a przecież nie odnoszą się do świadomego wyboru czy braku starań.

A potem taka osoba wkracza w dorosłość…

I jeśli jako dorosły człowiek dotrze do diagnozy i okaże się: „tak, to przez to, że mam ADHD”, to pojawia się zrozumienie, bo nie chodziło o to, że jest leniwy czy głupi, tylko po prostu ma inną trudność, porównywalną z wadą wzroku. To tak, jakby całe życie nie widzieć wyraźnie, nie wiedząc, dlaczego tak jest, a potem założyć okulary i zrozumieć, że to nie była kwestia złej woli. Kolejnym etapem po diagnozie bywa jednak rozgoryczenie lub żal, że tyle lat minęło w trudzie, który z dzisiejszej perspektywy można było choć częściowo złagodzić; że gdyby rodzice wiedzieli, gdyby otoczenie zauważyło, może życie wyglądałoby inaczej. I to jest moment, w którym często potrzebna jest rozmowa z psychoterapeutą o tym, jak poradzić sobie z tą stratą. 

Z naukowego punktu widzenia trzeba jasno powiedzieć: my po prostu wcześniej nie wiedzieliśmy, że ADHD może dotyczyć dorosłych. Przez długi czas było diagnozowane tylko u dzieci, a świadomość, jak objawia się u dorosłych, była znikoma. Więc tak naprawdę lekarze nie mieli realnych możliwości, by wcześniej postawić diagnozę. Wiedza na temat ADHD u dzieci także poszła naprzód i już wiemy, że nie dotyczy ono prawie wyłącznie chłopców i to tych najbardziej ruchliwych, oraz jak przebiega u dziewczynek. Rodzice dzisiejszych dorosłych nie mieli skąd w tamtych czasach czerpać wiedzy na ten temat.

Po diagnozie pacjent otrzymuje również propozycję leczenia farmakologicznego, bo zgodnie z aktualną wiedzą medyczną leki psychostymulujące są najbardziej skuteczne nie tylko w zmniejszaniu objawów, ale stwarzają możliwość wyrównywania deficytów, o których mówiłyśmy wcześniej. Moment rozpoczęcia leczenia, rodzaj leku czy dawka muszą być precyzyjnie zaplanowane przez doświadczonego lekarza, nic tu nie ma prawa dziać się „z marszu”. Każdy pacjent powinien również otrzymać odpowiednią psychoedukację odnośnie zaburzenia i sposobów jego leczenia, a także propozycję podjęcia psychoterapii. Ona jest niezwykle ważnym elementem całości i nie powinna być pomijana. 

Część psychiatrów i psychoterapeutów robi biznes na zwiększonym zainteresowaniu diagnostyką w kierunku ADHD? 

To, co ja – i nie tylko ja, lecz całe grono specjalistów zajmujących się tematyką ADHD – postrzegamy jako bardzo niepokojące, to zjawisko reklamowania w różnych placówkach medycznych tzw. pakietów diagnostycznych ADHD. Może to wyglądać atrakcyjnie, bo pacjent wie, ile będzie go to kosztowało i ile potrwa cały proces. Ale diagnostyka ADHD to nie jest konkretna, zamknięta procedura, którą da się wykonać w oderwaniu od pełnej diagnostyki psychiatrycznej, a często również psychologicznej. To raczej przypomina mozolne, „archeologiczne” poszukiwania. Tak mi się to właśnie kojarzy – z archeologią – ze względu na konieczność stopniowego, uważnego odkopywania różnych „artefaktów” z przeszłości. Część z nich może świadczyć o ADHD, ale równie dobrze może wskazywać na inne trudności. I dopiero wtedy, przez dopasowywanie i łączenie poszczególnych elementów, zaczynamy rozumieć, jak to się wszystko ze sobą komponuje.

Dlatego właśnie bardzo niepokojące jest stwarzanie wrażenia, że diagnoza ADHD jest łatwa do „uzyskania”. Idziesz, płacisz, podpisujesz umowę i już. Widziałam nawet gotowe do podpisania „umowy na diagnostykę ADHD”. U pacjenta może powstać wtedy wrażenie, że skoro zapłacił, to „dostanie” diagnozę. A przecież chodzi o adekwatne rozeznanie się w istocie trudności, z jakimi pacjent się zgłasza, tak aby zaproponować pomocne rozwiązania. W psychiatrii – nie tylko przy diagnozie ADHD, ale w przypadku wszystkich zaburzeń – musimy szczególnie uważać na jeden potencjalnie niebezpieczny element: entuzjazm diagnosty wobec konkretnej diagnozy. Entuzjazm nie powinien się koncentrować na tym, by dopasować człowieka do jakiejś etykiety. Jeśli już entuzjazm, to niech to będzie entuzjazm do poznania człowieka, do składania tej układanki z dostępnych elementów, do zadawania pytań. Bo jeżeli będziemy zbyt mocno ukierunkowani na jedną możliwość, to pojawia się zagrożenie, że wszystko zacznie się nam z tym kojarzyć. Jeśli zaczniemy diagnozować ADHD u wszystkich, którzy zgłaszają podobne objawy i od razu przepisywać leki, to początkowo pacjent będzie zadowolony: dostał to, po co przyszedł, jego przypuszczenia zostały potwierdzone. To naturalne – lubimy, kiedy nasze przeczucia znajdują potwierdzenie. Ale w perspektywie długofalowej takie podejście okaże się szkodliwe.

Jakie mogą być skutki nieprawidłowo postawionej diagnozy ADHD?

Człowiek w takiej sytuacji nie otrzymuje leczenia adekwatnego do rzeczywistego problemu; nie dostaje leku, który leczy jego zaburzenie, a czasem w ogóle nie trafia na właściwą formę pomocy. To oczywista konsekwencja. Mniej oczywista jest taka, że nawet jeśli rozpoznanie ADHD jest trafne, to w przypadku braku pełnej, pogłębionej diagnostyki mogą pojawić się poważne komplikacje.

Dość często zdarza się, że ktoś otrzymuje szybką diagnozę ADHD, zostaje mu przepisany psychostymulant, a po pewnym czasie np. pacjentka mówi: „Dostałam lek, ale on działa źle, zupełnie nie tak, jak się tego spodziewałam, nasila jeszcze objawy, które miał leczyć”. I nierzadko okazuje się, że w toku diagnozy pominięto inne, współistniejące trudności, np. zaburzenia depresyjne, lękowe, przewlekłe wyczerpanie czy używanie substancji psychoaktywnych. Po rozpoznaniu tych współtowarzyszących problemów i zastosowaniu odpowiedniego dla nich leczenia, objawy często ulegają złagodzeniu. Diagnoza ADHD bywa wtedy ponownie potwierdzana, ale okazuje się, że mimo jej trafności, leczenie psychostymulantem pogorszyło jeszcze samopoczucie w tamtym momencie. Na tamtym etapie inne trudności wymagały pilniejszej uwagi. 

Zasada jest taka, że najpierw leczymy to, co w danym momencie najbardziej zaburza funkcjonowanie. A jeśli mówimy o dorosłej osobie z ADHD, która żyje z tym zaburzeniem od dzieciństwa, to bardzo często pierwszym obszarem, którym należy się zająć, są inne, współwystępujące zaburzenia, takie jak depresja.

Jak wyglądają relacje romantyczne czy przyjacielskie osób z ADHD?

Zarówno obserwacje z praktyki klinicznej, jak i badania pokazują, że takie osoby często mają trudności w relacjach. Trudniej o stały, stabilny związek, jeśli jedna lub obie osoby mają ADHD. Osoby z tym zaburzeniem są statystycznie częściej nie tylko ofiarami, ale także sprawcami przemocy, zwłaszcza jeśli współwystępują nieprawidłowości osobowościowe. Nastoletnie dziewczęta z ADHD istotnie częściej zachodzą w nieplanowane ciąże. Oczywiście, sytuacja może wyglądać różnie. Na pewno zdarzają się osoby z ADHD, które tworzą wieloletnie, stabilne, bliskie związki. Jako ludzie mamy naturalną potrzebę więzi, potrzebę nawiązywania i utrzymywania stabilnych relacji z innymi. 

Czytaj więcej

Telefon zaufania, słucham…

Trudności pojawiają się nie tylko w relacjach romantycznych, ale także w przyjaźniach. To wyzwanie zarówno dla samej osoby z ADHD, jak i dla jej otoczenia. Mózg osoby z ADHD dojrzewa inaczej; szacuje się, iż rozwój dojrzałości emocjonalnej przebiega mniej więcej o jedną trzecią wolniej w porównaniu z wiekiem kalendarzowym. Impulsywność, niecierpliwość czy rozkojarzenie nie służą dobrym kontaktom społecznym. Ponadto trudności w odczytywaniu komunikatów pozawerbalnych to objawy, które nie dotyczą wyłącznie osób w spektrum autyzmu, ale występują także u około 40 proc. osób z ADHD. One również utrudniają relacje. Zresztą ADHD i spektrum autyzmu często współwystępują. 

Osoby z ADHD często charakteryzuje łatwość w nawiązywaniu nowych znajomości, ale trudność w ich utrzymywaniu. Podobnie jest w przypadku pracy – łatwiej zdobyć pracę, trudniej ją utrzymać. Osoby z ADHD częściej są zwalniane albo same odchodzą, na przykład z powodu niecierpliwości, braku dopasowania do obowiązującej w miejscu pracy hierarchii społecznej czy po prostu z powodu nudy.

Czy takie osoby są w stanie rozwijać się, awansować i osiągać sukcesy zawodowe, tak jak inne, które nie zmagają się z takimi zaburzeniami?

Tak, tylko że to wszystko wymaga o wiele większego wysiłku i odbywa się zwykle kosztem szkód życiowych w innych obszarach. Badania pokazują, że u osób z ADHD występuje ograniczona automatyzacja prostych czynności. Przykładowo: wychodzimy z domu i w głowie pojawia się rutynowe „portfel, klucze, telefon”. Dla osoby neurotypowej to sprawa niemal niezauważalna, nie zajmuje myśli, nie stanowi tematu. Tymczasem osoba z ADHD, żeby wykonać tę samą prostą sekwencję, musi uruchomić różne obszary mózgu, w tym korę przedczołową odpowiedzialną m.in. za myślenie, planowanie i rozwiązywanie problemów. To właśnie ta część mózgu, która normalnie angażuje się w bardziej złożone zadania. Brak automatyzacji oznacza, że proste działania pochłaniają więcej zasobów, przede wszystkim energii, a konkretnie glukozy. I to nie jest jakaś metafora, chodzi konkretnie o zużywanie energii przez mózg. Nie jest więc niczym dziwnym, że mózg osoby z ADHD szybciej się wyczerpuje. Osoby takie mają również skłonność do pracoholizmu. Między innymi dlatego, że w pracy pojawia się struktura, a osoby z ADHD funkcjonują lepiej wtedy, gdy mają strukturę. Jak to czasem mówię: gdzie nam będzie lepiej niż w pracy? Z jednej strony mamy tam strukturę, z drugiej – stymulację i gratyfikację, tak ważne dla osób z ADHD. 

W rzeczywistości niemal nie zdarza się, by osoba z ADHD funkcjonowała wystarczająco dobrze i satysfakcjonująco we wszystkich obszarach życia. To są naprawdę bardzo sporadyczne przypadki.

Jak odróżnić ADHD od skutków przebodźcowania i życia w nadmiernym stresie?

Domyślam się, że pytanie brzmi: czy to „tylko” stres czy ADHD? To jest ważne pytanie, bo jeśli czujemy się gorzej z powodu nadmiernego przeciążenia i przebodźcowania, to jedyną rozsądną poradą jest: „po prostu odpocznij i zacznij żyć wolniej, spokojniej”.

Pozostało jeszcze 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka
Plus Minus
„Trinity. Historia bomby, która zmieniła losy świata”: Droga do bomby A
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marek Węcowski: Strzemiona Indiany Jonesa