Los Żydów w powiecie Dąbrowa Tarnowska

Dlaczego Niemcy wyznaczali zakładników, którzy swym życiem gwarantować mieli współudział chłopów w wyłapywaniu Żydów, jeżeli chłopi – jak twierdzi Jan Grabowski – tak chętnie mieli brać udział w łapankach?

Aktualizacja: 06.03.2011 12:19 Publikacja: 05.03.2011 00:01

Synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej

Synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Od lat zajmuję się historią zagłady Żydów. Przebadałem dziesiątki archiwów, przeanalizowałem dziesiątki tysięcy różnych dokumentów i źródeł dotyczących tych tragicznych wydarzeń, przeprowadziłem setki wywiadów z naocznymi świadkami, sprawcami i ocalałymi. Wiele już na ten temat napisałem i opublikowałem.

Moje pierwsze informacje dotyczące zagłady Żydów w Polsce uzyskałem jednak nie w szkole w okresie PRL czy później podczas studiów w Niemczech, lecz w domu rodzinnym. Mój ojciec, dziadek, babcie, stryj, ciocie i sąsiedzi często o niej opowiadali, a ja słuchałem wstrząśnięty i zadawałem pytania.

Historią fascynowałem się od dziecka, a zagłada Żydów poraża ogromem zbrodni i tragedią jej ofiar. Mój dziadek ze łzami w oczach pytał: „Dlaczego ci Niemcy wymordowali Żydów?". Później, już jako historyk, szukałem źródeł w archiwach polskich, niemieckich i izraelskich, konfrontowałem je z wiedzą wyniesioną z domu. A urodziłem i wychowałem we wsi Wielopole, gmina Olesno, powiat Dąbrowa Tarnowska.

Z wielkim zainteresowaniem wziąłem więc do ręki książkę Jana Grabowskiego „Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942 – 1945. Studium dziejów pewnego powiatu". Tym powiatem jest Dąbrowa Tarnowska. Wiele z opisywanych w tej książce wydarzeń znam zarówno z opowieści, jak i źródeł archiwalnych, niektórych bohaterów jego książki poznałem osobiście.

„Judenjagd" czytałem jednak z mieszanymi uczuciami, i to bynajmniej nie dlatego, iż odczuwam jakieś poczucie winy, jak domorośli psychoanalitycy mogliby sądzić. Nie mamy w książce tak wielu źródeł, jak szumnie zapowiadano. Co najmniej problematyczny jest sposób przedstawiania tragicznych wydarzeń, wypaczanie ich kontekstu, dużo osądów i zarzutów jest wręcz nieprawdziwych. Do tego dochodzi wiele błędów rzeczowych, za wiele jak na tak skromną objętościowo publikację. Nie świadczy to dobrze o warsztacie naukowym autora, do którego on się ciągle odwołuje.

Monografię dotyczącą historii powiatu Dąbrowa Tarnowska w czasie okupacji, zatytułowaną „Krwawe upiory", napisał mój stryj – Adam Musiał. Opublikował również w 2002 r. książkę „Lata w ukryciu", o ukrywaniu się Żydów właśnie w tym powiecie. Często rozmawialiśmy o jego badaniach, do śmierci stryja w 2006 r. Pierwszą książkę Grabowski przytacza, drugiej już nie. Najwidoczniej jej nie zna, a szkoda, ponieważ znalazłby tam ogromną ilość istotnych dla swojej pracy danych i informacji.

W 1931 r. powiat Dąbrowa Tarnowska liczył 66 tysięcy mieszkańców, około 8 procent (4800) stanowili Żydzi, którzy mieszkali przeważnie w samej Dąbrowie Tarnowskiej oraz w Żabnie, a reszta w okolicznych wioskach. Część mieszkających w wioskach pracowała na roli, większość z nich żyła jednak z handlu i rzemiosła. Stosunki polsko-żydowskie przed wojną były różne, nierzadko napięte, i zaostrzyły się w latach 30. Według Grabowskiego spowodowane to było antysemicką agitacją. Pomija on jednak wpływ kryzysu gospodarczego, który również nie był bez znaczenia.

Po wrześniu 1939 r. liczba ludności żydowskiej w powiecie zwiększyła się do 5400 osób (według stanu z czerwca 1941 r.) na skutek napływu wypędzonych i deportowanych Żydów z ówczesnych terenów zachodnich Polski. Lecz również ludność polska była dotknięta skutkami niemieckich deportacji i wypędzeń, o czym Grabowski nie wspomina, a ma to duże znaczenie dla zrozumienia sytuacji na wsi. Obcy ludzie, bez środków do życia, zostali zakwaterowani w domach chłopów, gdzie i tak panowała już wcześniej ciasnota i bieda, konflikty były więc na porządku dziennym. Tak było we wszystkich wioskach powiatu, dystryktu krakowskiego i całym Generalnym Gubernatorstwie. Miało to wpływ na atomizację lokalnej społeczności, a także ułatwiało sprawowanie kontroli nad nią przez niemieckich okupantów.

Grabowski pisze o antysemickiej agitacji w latach 30. Pomija jednak niemiecką propagandę antysemicką podczas okupacji, która miała na celu całkowite odizolowanie Polaków od Żydów. A to w pracy naukowej trudno jest zrozumieć. Cel Niemców był następujący: „Trzeba wszystko uczynić przy zastosowaniu wszelkich możliwych środków propagandy, aby Polacy i Żydzi się nie porozumieli", jak pisał Richard Türk (po 1945 r. działacz Związku Wypędzonych) w kwietniu 1941 r. do dr. Kipke, kreishauptmanna powiatu Tarnów. Lecz sama propaganda nie wystarczała i niemieccy urzędnicy – nierzadko z tytułami doktorów prawa – musieli zastosować wręcz drastyczne metody.

W czerwcu 1942 r. niemieccy okupanci rozpoczęli systematyczną zagładę Żydów w powiecie Tarnów, do którego należał przedwojenny powiat Dąbrowa Tarnowska. Wtedy miały też miejsce pierwsze deportacje do obozów śmierci. W obliczu zagłady Żydzi usiłowali ratować się na różne sposoby, budowali kryjówki na terenie getta, szukali schronienia poza nim. Ale w powiecie Dąbrowa Tarnowska nie było dużych kompleksów leśnych, które mogłyby zapewnić schronienie większej liczbie uciekinierów. Błąkali się więc w pobliżu wiosek, ukrywali się w pomniejszych lasach czy nawet zagajnikach. Wielu usiłowało znaleźć schronienie u znajomych gospodarzy.

Rozpoczęło się polowanie na Żydów i było ono niestety niezwykle skuteczne. Niewielu uciekinierom udało się przetrwać. Grabowski naliczył 38 Żydów, którzy przeżyli okupację, ukrywając się na terenie powiatu Dąbrowa Tarnowska, ale według innych danych było ich około 150. Zasadnicze pytanie jest jednak takie: dlaczego to polowanie było tak skuteczne i dlaczego Polacy tak mało pomogli Żydom?

W nocy przed wielką deportacją w Dąbrowie Tarnowskiej do domu Jana Treli, mieszkającego w Morzychnie, ktoś zapukał. Przed drzwiami stali dwaj mężczyźni w towarzystwie dziewczynki około lat 12. Jan Trela znał dobrze jednego z nich oraz dziewczynkę, która była jego córką. Ów mężczyzna był stosunkowo zamożnym żydowskim mieszkańcem Dąbrowy Tarnowskiej. Poprosił o wzięcie na przechowanie córki. W zamian obiecał swój dom. Trela wpadł w panikę i odmówił: „Proszę, weźcie do jedzenia, co chcecie, ale idźcie proszę, ja mam małe dzieci". Jego 12-letnia wówczas córka Maria, którą obudziły pukanie i rozmowa, była świadkiem tego zdarzenia.

Historię tę Jan Trela opowiadał mi w obecności swojej córki ze łzami w oczach: „Często śni mi się tamta dziewczynka, ale co miałem zrobić? W wiosce mieszkali przecież folksdojcze, oni wiedzieli, ile mam dzieci, oni by zameldowali Niemcom, a ci zastrzeliliby mnie, żonę i dzieci". Jan Trela zmarł w 1995 r., jest moim dziadkiem ze strony mamy. Owymi „folksdojczami" byli Polacy wypędzeni z terenów przyłączonych do III Rzeszy, którzy często znali język niemiecki.

Takich lub podobnych opowieści znam wiele, i nie tylko z powiatu Dąbrowa Tarnowska. Nie znajdziemy ich jednak w publikacji Grabowskiego, natomiast część z nich znajduje się m.in. we wspomnianych już książkach Adama Musiała. A właśnie one pokazują, iż na wsi polskiej panowała w czasie okupacji niemieckiej psychoza strachu wywołana niemieckim terrorem. Jednym z celów tego terroru, ale niejedynym, było wyeliminowanie ewentualnej pomocy niesionej skazanym na śmierć Żydom. I nie był to jakiś irracjonalny strach. O to, by miał oparcie w rzeczywistości, zatroszczyli się niemieccy urzędnicy, policjanci i żandarmi. Skutkiem tego żydowscy uciekinierzy postrzegani byli jako ogromne zagrożenie, nie tylko na wsi.

Wiedząc o tym, zainteresowałem się w czasie moich badań systemem „prawnym", który niemieccy okupanci stworzyli na terenie okupowanej Polski, usiłując m.in. zapobiec udzielaniu pomocy skazanym na zagładę Żydom. O tym traktuje między innymi moja książka „Niemiecka administracja cywilna a prześladowanie Żydów w Generalnym Gubernatorstwie" z 1999 r. wydana w języku niemieckim. Jest tam rozdział („Jagd nach entflohenen Opfern" – Polowanie na uciekinierów). Grabowski nie przytacza tej publikacji, chociaż rekonstruuję w niej szczegółowo, na podstawie źródeł niemieckich, tworzenie systemu „prawnego" przez niemieckich prawników i urzędników oraz jego wcielanie w życie.

Grabowski wspomina wprawdzie, iż niemieccy okupanci stosowali karę śmierci za udzielanie pomocy Żydom, podaje nawet przykłady. Nie opisuje jednak, kto konkretnie stworzył ten system, jak on powstał i jak funkcjonował. Nie wspomina również, iż Niemcy grozili śmiercią nie tylko za pomaganie Żydom, lecz również za niemeldowanie o ich kryjówkach. Autor w ogóle nie wyjaśnia, dlaczego niezbędne było stworzenie takiego systemu terroru, mającego na celu wykluczenie pomocy żydowskim uciekinierom. Nie tłumaczy, dlaczego konieczne było wydawanie stosownych zakazów i nakazów, pod drastyczną groźbą kary śmierci. Dlaczego konieczne było organizowanie łapanek itd., do udziału w których ludność wiejską wprost przymuszano. Dlaczego Niemcy wyznaczali zakładników, którzy swym życiem gwarantować mieli współudział w wyłapywaniu ukrywających się  Żydów, jeżeli chłopi – jak twierdzi Grabowski, określając ich „pospolitym ruszeniem" – tak chętnie w łapankach tych mieli brać udział? Albowiem to „pospolite ruszenie" składało się z niemieckich żandarmów i granatowych policjantów oraz zagonionych pod przymusem mieszkańców okolicznych wiosek.

Czy ludzie przymuszeni pod groźbą kary śmierci do współudziału w wyłapywaniu ofiar są współodpowiedzialni za dokonaną zbrodnię? Moralnie? Prawnie?

Grabowski pisze o polsko-niemieckiej „kooperacji" przy zagładzie Żydów, ale jest to grube nadużycie. Kooperacja polega na dobrowolności. Oczywiście, byli tacy, którzy chętnie brali w tym udział, napadali, rabowali, dokonywali gwałtów, a nawet mordowali uciekinierów żydowskich. Jednak to dopiero państwo niemieckie dało im tę występną możliwość, ba, nawet nakazało to czynić w świetle swego „prawa". Ponadto ci sami osobnicy napadali, rabowali i zabijali również Polaków. Przecież bandytyzm kwitł w czasie okupacji, a jego ofiarami padali wszyscy, bez względu na pochodzenie. Decydujący był status materialny, a także łatwość rabowania, a nie pochodzenie. Znowu odsyłam do prac Adama Musiała, tam takich przykładów jest bardzo wiele.

Polskie podziemie usiłowało zwalczać te zjawiska, podobnie jak i donosy, miało jednak bardzo ograniczone możliwości. Właśnie za takie zachowanie (donosy i napady) został zastrzelony jeden z naszych sąsiadów, Zygmunt M. Tę akcję, jak i  jego występki opisuje Adam Musiał w „Krwawych upiorach" na stronie 43.  „Czasem przypadek decydował o wykryciu konfidenta. Niejaki Zygmunt M. napisał podobno anonim do posterunku w Otfinowie, zawiadamiając, że żona Teofila M. [Musiała] w Wielopolu jest Żydówką. Policjanci przyjechali na miejsce wskazane w donosie, ale wobec zaprzeczenia sołtysa, zatuszowali sprawę. Zainteresowano się domniemanym autorem anonimu, szybko dochodząc do wniosku, że ma on za sobą rozległą przeszłość kryminalną. Był po prostu w pojedynkę działającym bandytą. Wywodził się przy tym z zamożnej i szanowanej rodziny".

Na stronach od 32 do 69 swojego opracowania Adam Musiał szczegółowo opisuje plagę donosicielstwa (także dotyczącego przechowywania Żydów), jego tragiczne skutki i walkę z nim. Wiele innych przykładów znajdziemy w jego późniejszym opracowaniu „Lata w ukryciu". Grabowski nie odkrył więc niczego nowego, a Adam Musiał opracował ten temat dużo bardziej rzetelnie, uwzględniając specyfikę okupacji. Opisuje on również przypadki, gdy mieszkańcy wiosek w powiecie Dąbrowa Tarnowska wiedzieli o ukrywanych Żydach, a mimo to nikt ich nie wydał („Lata w ukryciu", s. 309 – 312, 336, 350, 464 – 465, 471, 536 – 537).

Grabowski twierdzi, iż polscy świadkowie niemieckich bestialstw w stosunku do Żydów przestali używać pojęcia „mordowanie Żydów", a „zaczęli używać bardziej bezosobowego określenia »strzelania do Żydów«". Dalej pisze: „w stosunku do mordów na ludności polskiej świadkowie używali innych czasowników" (s. 59).

Nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie Grabowski dokonał tak twierdzi. W istocie mija się z rzeczywistością lub zwyczajnie konfabuluje. Po pierwsze, polscy świadkowie używali pojęcia „mordowanie Żydów", jak sam to często słyszałem; po drugie, używali również pojęcia „strzelanie" w odniesieniu do mordów na Polakach. Tak przykładowo opisywano zbrodnie Engelberta Guzdka, osławionego niemieckiego żandarma w powiecie, który „strzelał" do Polaków, Żydów i Cyganów.

Grabowski podchodzi krytycznie do zeznań polskich świadków, i dobrze. Jednak takiej rezerwy nie zachowuje wobec zeznań żydowskich ofiar. W aneksie np. przytacza zeznanie Feli Grün z Radgoszczy: „Po wkroczeniu Niemców rozpoczęły się [w Szczucinie] prześladowania Żydów i już na wstępie nie obeszło się bez wielu ofiar. Wskutek zabicia jednego Niemca w szkole spalono żywcem wszystkich uciekinierów z zachodu mieszkających w budynku szkolnym".

W rzeczywistości żołnierze Wehrmachtu spalili wtedy w tej szkole 96 polskich żołnierzy (według niemieckich danych), wziętych wcześniej do niewoli. Miała to być represja za zastrzelenie niemieckiego podoficera (według niemieckich danych). Podobnie relacjonowali to polscy świadkowie, mówiąc, iż żołnierze zostali spaleni żywcem. Niemcy twierdzili natomiast, iż najpierw żołnierzy zastrzelili, a później wnieśli ciała do szkoły i ją spalili, ale to mało prawdopodobna wersja.

Jestem w stanie jakoś zrozumieć, chociaż nie jest to podejście naukowe, lecz metoda á la Jan Tomasz Gross, iż Grabowski traktuje relacje ocalałych z zagłady Żydów jako absolutnie wiarygodne. Jednak kompletnie nie rozumiem metody naukowej, która nakazuje autorowi przyjmowanie za dobrą monetę zeznań niemieckich oprawców, a mianowicie niemieckich urzędników, w których twierdzą, iż rzekomo nie brali udziału w zagładzie Żydów. Na stronie 47 Grabowski pisze: „... dr Kipke (Kreishauptmann w Tarnowie) wydał wszystkim niemieckim pracownikom cywilnym stanowczy zakaz zbliżania się do getta i silnie odradzał niepotrzebne wypady na miasto". Tak zeznawał mianowicie zastępca dr. Kipke, dr Pernutz.

W rzeczywistości obaj oni byli niemieckim oprawcami, organizowali prześladowania i współorganizowali zagładę Żydów w powiecie Tarnów, w skład którego wchodził wówczas dzisiejszy powiat Dąbrowa Tarnowska. Udział niemieckiej administracji cywilnej i niemieckich urzędników w prześladowaniu oraz zagładzie Żydów w GG jest już stosunkowo dobrze zbadany i opisany. Traktuje o tym m.in. moja, już tutaj wspomniana, książka o niemieckiej administracji. Jest tam też rozdział o dystrykcie krakowskim. Natomiast Grabowski pomija w swojej pracy kluczową rolę administracji niemieckiej w organizowaniu prześladowań oraz współorganizowaniu zagłady Żydów w GG, w tym także w powiecie Dąbrowa Tarnowska. Tym samym cofa nas wręcz w badaniach.

Praca Grabowskiego zawiera więcej błędów, pomniejszających wręcz rolę Niemców w zagładzie Żydów.

Nie sposób ich tu wszystkich opisać. Są one wynikiem nieznajomości literatury przedmiotu, archiwaliów, słabej znajomości realiów okupacyjnych, niemieckiego języka i miejscowego dialektu oraz skłonności autora do psychoanalitycznych rozważań niemających realnych odniesień do rzeczywistości.

Grabowski nie jest również pionierem, którym został już ogłoszony, łamiącym tabu, odkrywającym białe plamy i rzekomo wstydliwie przemilczane wydarzenia. Książka Adama Musiała „Krwawe upiory" sprzedała się w parotysięcznym nakładzie i jest znana w regionie i poza nim. Niestety, nie można tego powiedzieć o jego drugiej książce „Lata w ukryciu", ponieważ ze względów zdrowotnych nie był już w stanie dopilnować jej należytej dystrybucji. A prowadził badania i pisał swoje książki, nie otrzymując żadnych grantów, tylko za własną skromną pensję nauczyciela, a później jeszcze skromniejszą emeryturę.

Natomiast Jan Grabowski, mając do dyspozycji całkowicie inne środki i możliwości, nie napisał lepszej pracy, a wręcz przeciwnie. Popełnił liczne, a zarazem poważne i wręcz szkolne błędy, które wypaczają historię powiatu Dąbrowa Tarnowska.

Prof. Bogdan Musiał jest pracownikiem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Od lat zajmuję się historią zagłady Żydów. Przebadałem dziesiątki archiwów, przeanalizowałem dziesiątki tysięcy różnych dokumentów i źródeł dotyczących tych tragicznych wydarzeń, przeprowadziłem setki wywiadów z naocznymi świadkami, sprawcami i ocalałymi. Wiele już na ten temat napisałem i opublikowałem.

Moje pierwsze informacje dotyczące zagłady Żydów w Polsce uzyskałem jednak nie w szkole w okresie PRL czy później podczas studiów w Niemczech, lecz w domu rodzinnym. Mój ojciec, dziadek, babcie, stryj, ciocie i sąsiedzi często o niej opowiadali, a ja słuchałem wstrząśnięty i zadawałem pytania.

Historią fascynowałem się od dziecka, a zagłada Żydów poraża ogromem zbrodni i tragedią jej ofiar. Mój dziadek ze łzami w oczach pytał: „Dlaczego ci Niemcy wymordowali Żydów?". Później, już jako historyk, szukałem źródeł w archiwach polskich, niemieckich i izraelskich, konfrontowałem je z wiedzą wyniesioną z domu. A urodziłem i wychowałem we wsi Wielopole, gmina Olesno, powiat Dąbrowa Tarnowska.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał