Budżet zwany obywatelskim lub partycypacyjnym to modne ostatnio w kręgach samorządowych określenie. Wygląda jednak na to, że bardziej są nim zainteresowani samorządowcy niż mieszkańcy. Choć to oni dzięki niemu mieliby zyskać wpływy na wydatki swojej gminy.
- Budżet obywatelski to też okazja do edukowania społeczeństwa w sprawie finansów ich miast – ocenia Iwona Ciećwierz ze Stowarzyszenia Szkoła Liderów, które monitoruje działania polskich samorządów. – To wyrabianie nawyku, by śledzić życie samorządu, rano przy kawie zajrzeć na stronę urzędu. Wówczas jest szansa, że mieszkaniec nie będzie zaskoczony, gdy przyjdą mu rozkopać ogródek, bo już trzy lata wcześniej dowie się, że obok planowana jest budowa wodociągu. Co zatem Polacy sądzą na temat podejmowania decyzji o wydawaniu publicznych pieniędzy w samorządach? Raport na ten temat przedstawi dziś Instytut Spraw Publicznych.
Na pytanie, czy mieszkańcy mają wpływ na działania władz, zaledwie 30 proc. badanych odpowiedziało twierdząco, a 59 proc. ten wpływ ocenia negatywnie.
Gdy to samo pytanie zadawano przedstawicielom lokalnych władz, proporcje były jednak odwrotne – twierdząco odpowiedziało 87 proc.
Tylko 10 proc. badanych zadeklarowało, że brało udział w jakichkolwiek konsultacjach społecznych organizowanych w gminach. O czymś takim jak budżet partycypacyjny słyszało jeszcze mniej osób. Co piąta polska gmina podejmuje decyzje bez żadnych konsultacji z mieszkańcami.