500 złotych – mandat w takiej wysokości w wielu miejscach Polski grozi właścicielowi wyprowadzającemu swojego psa na spacer. Wręczyć go może policjant lub funkcjonariusz straży miejskiej, gdy zwierzę jest wyprowadzane bez smyczy, a w niektórych przypadkach bez kagańca.
– Mandaty nakładane są niezgodnie z prawem – mówi poseł PO Paweł Suski. Jest szefem skupiającego 33 parlamentarzystów ponadpartyjnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, który w najbliższych dniach wyśle w tej sprawie pismo do komendanta głównego policji i wojewodów. Zespół chce doprowadzić do zmiany lokalnych przepisów, na podstawie których nakładane są grzywny.
Poseł Suski w 2011 roku zajmował się w Sejmie nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt. Wprowadzono do niej wtedy przepis regulujący, w jaki sposób należy wyprowadzać psa. – Zapisaliśmy, że zwierzę można spuścić ze smyczy w każdym miejscu pod warunkiem, że właściciel pełni nad nim kontrolę i jest oznakowane w sposób umożliwiający identyfikację posiadacza – wylicza Suski. – Funkcjonariusze mogą ukarać właściciela psa puszczonego luzem tylko wtedy, gdy te warunki nie są spełnione.
Problem w tym, że nowych przepisów często nie uwzględniają lokalne regulaminy utrzymania czystości i porządku obowiązujące np. w największych miastach w Polsce. W Gdańsku regulamin przewiduje, że „w miejscach publicznych na terenie miasta psa wyprowadza się na smyczy lub w kagańcu". Czworonoga można tam spuścić wyłącznie „w miejscach mało uczęszczanych" i to tylko pod warunkiem, że ma nałożony kaganiec. Niemal identyczne przepisy obowiązują w Poznaniu, we Wrocławiu, w Krakowie i w Warszawie.
Rzeczniczka stołecznej Straży Miejskiej Monika Niżniak mówi „Rz", że funkcjonariusze do przepisów regulaminu stosują się literalnie. – Za ich złamanie grozi mandat do 500 zł. Funkcjonariusze mogą też powołać się na kodeks wykroczeń, który nakazuje przestrzeganie „środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia" i wymierzyć grzywnę do 250 zł – wylicza. – Mandaty w takich sprawach zdarzają się jednak marginalnie.