Cztery lata temu Piotr Duda pokonał poprzedniego przewodniczącego Janusza Śniadka minimalną ilością głosów. Dziś, po upływie kadencji, w zasadzie nikt nie wyobraża sobie, że ktoś mógłby go zastąpić. – Do tej pory nie ujawnił się żaden inny kandydat. W żadnym z regionów nie była prowadzona kampania wyborcza. Ale oczywiście podczas głosowania wszystko może się zdarzyć. Nie było jeszcze takich wyborów, żeby nie pojawił się kandydat z sali – mówi Marek Lewandowski, rzecznik „S".
Jednak wydaje się, że wśród związkowców tym razem panuje jednomyślność. – Duda bardzo uspokoił sytuację w związku. Oczywiście nadal są pewne antagonizmy między poszczególnymi regionami czy branżami, ale są one dużo mniejsze niż do tej pory. Duda trzyma związek żelazną ręką – mówi „Rz" jeden ze związkowców.
Jak to możliwe? – Po prostu nigdy dotąd nie były prowadzone ze związkowcami tak szerokie konsultacje. Dziś, po wielu tygodniach debaty, nawet jeśli ktoś nie akceptuje podjętej przez niego decyzji, to i tak ma dość rozmów na ten temat i już się nie buntuje – dodaje związkowiec.
Ale swoją pozycję w związku Duda zawdzięcza nie tylko skłonnościom do dialogu. – Z jednej strony jego kadencja przypadała na dobre dla związków zawodowych lata kryzysu ekonomicznego. Z drugiej strony pokazał się jako przywódca, który nie odpuszcza. I to docenili związkowcy – mówi „Rz" Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdaniem politologa Piotr Duda wygrał także na tym, że w przeciwieństwie do swoich poprzedników potrafił skorzystać z nowoczesnych narzędzi komunikacji społecznej. – Zamiast organizować wiece Duda organizował kampanie społeczne – przypomina Chwedoruk.