– Ustalaniem, kim są autorzy wpisów naruszających prawo, zajmują się przede wszystkim policjanci z Biura do Walki z Cyberprzestępczością, które od dwóch lat działa w Komendzie Głównej, i funkcjonariusze z komend wojewódzkich, gdzie także istnieją wyspecjalizowane w tym zakresie komórki – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Podejrzanym stawiane są zarzuty z różnych paragrafów, m.in. dotyczące nawoływania do nienawiści, stosowania gróźb karalnych czy też publicznego nawoływania do popełnienia zbrodni.
Wbrew dość powszechnemu przekonaniu, że internet zapewnia pełną anonimowość, tak nie jest.
– Namierzenie autora wpisu w portalach jest bardzo proste. Dostawca usług musi przekazać policji dane tej osoby, ustala się IP komputera, z którego wyszedł ten wpis, a więc gdzie się logował, a potem namierza się osobę. Problem nie jest w ustaleniu tych danych, bo policja sobie z tym świetnie radzi, gorzej, że te sprawy są po prostu przez organy ścigania bagatelizowane – mówi nam Przemysław Krejza, dyrektor ds. badań i rozwoju w Mediarecovery, katowickiej firmie, która zajmuje się informatyką śledczą.
Mediarecovery często weryfikuje już w postępowaniu sądowym, czy faktycznie za wpisem mogła stać osoba wskazana przez policję. – Oskarżeni często tłumaczą, że ktoś włamał się im na konto – dodaje Krejza.
Wielu autorów jest przekonanych, że jeśli publikują np. w zamaskowanej sieci TOR lub na FB, który niechętnie współpracuje z polskimi organami ścigania (amerykański portal inaczej traktuje tzw. mowę nienawiści ze względu na to, że amerykańskie prawo do wolności jest bardziej liberalne), są nie do odkrycia.