W tym roku powstanie pięć wojskowych jednostek odbudowy. Ich żołnierze mają być angażowani głównie do likwidacji klęsk żywiołowych – zajmą się np. dostarczaniem pitnej wody na tereny powodziowe, ewakuacją ludzi, naprawą uszkodzonych linii energetycznych. Będą też gotowi do odbudowy zniszczonej drogi lub mostu. W przyszłym roku powstanie kolejnych pięć. Zostaną one stworzone m.in. w Inowrocławiu, Dęblinie, Nisku, Głogowie, Brzegu i Kazuniu.
Pomysł jak z PRL?
– Przypomina to czasy, gdy w PRL-u wojsko budowało gierkówkę – komentuje dr Grzegorz Kwaśniak, ppłk rezerwy, wykładowca Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie. Takie działania odbijały się na poziomie wyszkolenia żołnierzy, „były nieefektywne i drogie". – Żołnierze byli traktowani jak tania siła robocza. Gdy władza nie potrafiła rozwiązać problemu, rzucała wojsko. Oczywiście z punktu widzenia propagandowego ładnie to wygląda, ale to już nie są te czasy – dodaje dr Kwaśniak.
Talaga: Ofiarom powinny pomagać służby ratunkowe
Wojsko przekonuje, że nie będą to dodatkowe jednostki, lecz powstaną z już istniejących. – Wojskowe jednostki odbudowy to zgrupowania zadaniowe, które powstaną na bazie istniejących jednostek inżynieryjnych Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych oraz Wojsk Lądowych – mówi „Rz" gen. Bogusław Bębenek, szef Inżynierii Wojskowej Sztabu Generalnego.