Gen. Mariana Janickiego przed odpowiedzialnością za niedopełnienie obowiązków przy przygotowaniu lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. paradoksalnie uchronił bałagan panujący w ostatnich latach w Biurze Ochrony Rządu.
Jak ustaliła „Rz", Janicki nigdy nie nadał lotowi do Smoleńska statusu HEAD, jaki od 2008 r. ma obowiązek wydawać wyłącznie szef BOR. Gdyby to zrobił, odpowiadałby najprawdopodobniej za skierowanie samolotu z prezydentem na nieczynne lotnisko, jakim był Siewiernyj.
„Nie mieli pojęcia"
Nadawanie statusu lotu z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie to obowiązek szefa BOR od blisko pięciu lat. Mówi o tym wprost rozporządzenie ministra infrastruktury z listopada 2008 r. Par. 19 ust. 2. stanowi: „Status HEAD dla lotów polskich statków powietrznych nadaje Szef Biura Ochrony Rządu". Podpisując się pod dokumentem o nadaniu statusu, szef BOR bierze odpowiedzialność za przygotowanie lotu.
Gen. Janicki latami nie wydał ani jednego takiego dokumentu. Zgodnie z rozporządzeniem zaczął postępować dopiero pół roku po katastrofie smoleńskiej, gdy zaniedbania w tej materii odkryli kontrolerzy NIK. Wtedy w BOR zaczęto opracowywać wzory dokumentów umożliwiające nadawanie statusu HEAD.
– Tam był taki bajzel, że Janicki i Gawryś [Andrzej Gawryś, szef gabinetu Janickiego i obecnego szefa BOR płk. Krzysztofa Klimka, odpowiadał za nadzór prawny w Biurze – red.] zwyczajnie nie mieli pojęcia, że ten status trzeba nadawać – mówi „Rz" były oficer Biura.