Policjanci początkowo wątpili w hipotezę, że element bramy nazistowskiego obozu zagłady padł łupem zbieraczy złomu. Ale sprawdzili wszystkie okoliczne skupy złomu. Bez efektu. Nie wykluczali, że ze zniknięciem napisu mogą mieć związek ugrupowania neonazistowskie lub jakiś szalony kolekcjoner. To może okazać się prawdą, bo wczoraj poinformowano, że pięciu zatrzymanych rabusiów - przy których znaleziono bezcenny napis - należało do zorganizowanej grupy.
Element obozowej bramy skradli w piątek nad ranem. Nie było nagrania kradzieży, bo kamera muzealnego monitoringu w tym miejscu nie nagrywa obrazu. Zdjęcia z innych kamer przemysłowych były niewyraźne.
Jak wykazały przesłuchania czterech strażników, którzy pełnili w piątek służbę, i oni niczego podejrzanego nie zauważyli. Policję zawiadomili dopiero ok. 50 minut po odkryciu kradzieży, bo najpierw sami szukali napisu.
Policja zapewniała, że dla niej wykrycie winnych kradzieży to sprawa honoru i priorytet. W komendzie Wojewódzkiej w Krakowie i w Oświęcimiu pracowała specjalna grupa funkcjonariuszy, która zajmowała się tylko tą sprawą.
Do poszukiwań włączyła się również Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Interpol.