Część wojskowych jest oburzona zawartymi w nim propozycjami: – Okazuje się, że biurowi wojskowi, którzy w bardzo szybkim tempie doszli do stopnia pułkownika i tylko w telewizji oglądali poligon, pomyśleli wyłącznie o swoich kieszeniach – mówi oficer z Dowództwa Wojsk Lądowych.

Co proponuje MON? Specjalne dodatki dostaliby wojskowi pracujący m.in. w Sztabie Generalnym i komórkach organizacyjnych resortu. Przysługiwałby im ok. 450 zł miesięcznie.

Połowę mniej otrzymaliby żołnierze pełniący służbę w dowództwach: Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej oraz w Batalionie Reprezentacyjnym. Specjalne dodatki ok. 100 – 150 zł byłyby też przyznawane m.in. dowódcom batalionów, głównym księgowym lub komendantom szkół podoficerskich. W tym przypadku decyzja o kwocie dodatku zależałaby od przełożonego. Dodatki ominęłyby za to żołnierzy z jednostek liniowych. – To ewidentne preferowanie określonych grup żołnierzy – oburza się nasz rozmówca.

Resort szacuje, że wprowadzenie tych dodatków dla trzech tysięcy żołnierzy zawodowych kosztowałoby prawie 5,5 mln zł.

Kontrowersyjny projekt rozporządzenia przygotowały Departament Kadr oraz Departament budżetowy MON. Przedstawiciele resortu zastrzegają jednak, że to na razie tylko projekt, który nie trafił jeszcze do kierownictwa. – Jest to tylko jedna z kilku propozycji. Wszystko wskazuje, że w pełnym kształcie nie przejdzie – przyznaje płk Cezary Siemion, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego. Zaznacza, że zamysłem autorów było zachęcenie żołnierzy do pracy w Sztabie Generalnym i w MON. Zdziwiony propozycjami jest były minister obrony Aleksander Szczygło. – Nie bardzo rozumiem tę ideę. Służba w jednostkach liniowych też jest odpowiedzialna.