W razie wypadku czy kolizji na miejsce zdarzenia są wzywani policjanci – mają zabezpieczyć ślady i je opisać, między innymi po to, by później ustalić winnego. Jednak, jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarła „Rz", policyjne sprawozdania masowo zawierają błędy, których konsekwencje mogą być dramatyczne.
Na 380 tys. zdarzeń drogowych, które przeanalizowała Izba (z II półrocza 2012 r. i I półrocza 2013 r.), różnego rodzaju pomyłki znalazły się ?w opisach 60 tys. z nich. W aż 96 proc. brakowało obowiązkowych danych lokalizacji GPS miejsca wypadku.
Ten wysyp wadliwych raportów może wynikać z bardzo prostej przyczyny – braku niezbędnej wiedzy policjantów. NIK odkrył, że aż 43 proc. funkcjonariuszy ruchu drogowego nigdy nie odbyło obowiązkowych specjalistycznych szkoleń.
Skutki? Niedawno na południu kraju doszło do wypadku, w którym motocyklista stracił nogę po zderzeniu z samochodem. Nie może nawet próbować walczyć o odszkodowanie, bo nie ustalono, kto był winien. Policjanci niedbale zabezpieczyli ślady.
Skoro prawie połowa policjantów z drogówki nie odbyła obowiązkowych szkoleń, trudno się dziwić, że w dobrowolnych uczestniczy garstka. Np. kurs dotyczący czynności na miejscu wypadku ukończyło niecałe 7 proc. z nich. – W ostatnich latach znaczne pogorszyła się jakość pracy policjantów na miejscu zdarzeń. Pomijają ślady, protokoły oględzin są sprzeczne ze szkicem – mówi Adam Reza, przewodniczący Opolskiego Stowarzyszenia ds. Wypadków Drogowych i biegły od 30 lat (badał wspomniany wypadek motocyklisty).