1,68 mln – tyle wykroczeń kierowców przekraczających prędkość ujawniła w 2014 r. policja. Czasami kończyło się na pouczeniu, jednak w praktyce liczba ta odpowiada wypisanym mandatom. Z kolei liczba ujawnionych wykroczeń pieszych to 421 tys. Takie liczby znalazły się w rządowym dokumencie „Stan bezpieczeństwa ruchu drogowego w 2014 roku", który w ubiegłym tygodniu przyjął Sejm.
Potajemne instrukcje
Problem w tym, że rząd nie tylko podaje liczbę mandatów, ale też informuje, że udało się wykonać normę. Z planów wynikało, że w ubiegłym roku kar dla kierowców będzie 1,49 mln, a dla pieszych – 357 tys. W pierwszym przypadku wykonano więc 112,5 proc. normy, a w drugim – 117,9 proc.
– Dokument jest dowodem na to, że rząd nakłada na policję kontyngenty mandatów – uważa Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu o bezpieczeństwie w ruchu drogowym brd24.pl.
Istnienie takich kontyngentów od lat podejrzewały media. W 2011 r. „Nowa Trybuna Opolska" opublikowała nagranie z udziałem naczelnika drogówki w Prudniku. – Jesteśmy na dziesiątym miejscu w województwie dzięki waszej aktywności. Jeśli chodzi o kary i wnioski, to ja nie widzę policjanta, który zejdzie ze służby bez minimum ośmiu mandatów, nie licząc pouczeń – mówił funkcjonariuszom.
Dwa lata później analogiczne nagranie z Torunia ujawniła „Gazeta Pomorska". Tam naczelnik drogówki żądał dwukrotnie większej liczby mandatów niż jego kolega z Prudnika. – Przyjmuję, k..., dolny próg mandatów: 17 na głowę, to jest najmniejszy. I nie słyszę (...), że się, k..., nie chciało! – motywował podwładnych.