Nikola Grbić o przegranym finale polskich siatkarzy: Myślałem, że Włosi pękną

Serbski trener polskich siatkarzy Nikola Grbić: – Na drodze do medalu igrzysk w Paryżu mogą nam stanąć co najmniej cztery zespoły tej samej klasy co Polska.

Publikacja: 15.09.2022 03:00

Nikola Grbić

Nikola Grbić

Foto: PAP/Łukasz Gęgulski;

Czytaj więcej

"Rzeczpospolita" i "Sport" o Mistrzostwach Świata w siatkówce 2022

Co pan czuje teraz, kilka dni po finale mistrzostw świata, który jednak wygrali Włosi?

Cały czas jestem rozczarowany. Powodów jest kilka. Po pierwsze, dobrze zagraliśmy dwa razy z USA i pokonaliśmy Brazylię, która grała najlepszą siatkówkę od początku sezonu. Mieliśmy wielkie wsparcie fanów, więc byłem przekonany, że damy radę zwyciężyć w finale, zwłaszcza po tym, jak odrobiliśmy stratę 17:21 i wygraliśmy pierwszego seta, a w drugim prowadziliśmy. Spodziewałem się, że Włosi pękną i będą cierpieć i w przyjęciu, i w ataku, a zamiast tego zaczęli grać nawet lepiej i sprawili nam kłopoty. Jestem rozczarowany, bo moje oczekiwania były wysokie. Może po pewnym czasie bardziej docenię nie tylko srebro, ale cały pierwszy rok pracy z kadrą.

Czytaj więcej

Mistrzostwa świata siatkarzy. Włosi niezłomni i wybitni, Polakom zostało srebro

No właśnie, pracuje pan dopiero kilka miesięcy, a wiadomo, jakie były w Polsce oczekiwania...

Mówiłem wiele razy, że nie mam wpływu na oczekiwania i uczucia innych. Na drodze do medalu w Paryżu mogą nam stanąć co najmniej cztery zespoły, które prezentują równy poziom: USA, Brazylia, Włochy i Francja. To razem z nami daje pięć drużyn na tak równym poziomie, że nigdy nie można przewidzieć, kto zwycięży. Ważny challenge w meczu z Brazylią pokazał, że piłka była w boisku dosłownie o milimetr. Podobne sytuacje były w starciu z USA. Czasem takie detale decydują o zwycięstwie.

Wie pan już więcej o drużynie?

Poznałem lepiej, zwłaszcza tych chłopaków, z którymi wcześniej nie pracowałem. Wiem, jakie mają charaktery, jak reagują w różnych sytuacjach, jak pomagają zespołowi. To było świetne doświadczenie. Nauczyłem się ich też „siatkarsko”. Jaka jest ich charakterystyka i jak to wykorzystywać z korzyścią dla reprezentacji.

Czytaj więcej

Bartosz Kurek szczerze przed lustrem

Widział pan ich reakcje po przegranym finale, choćby w szatni. Co pan zapamięta?

Wystarczy spojrzeć na nasze ostatnie zdjęcie na podium. Nikt nic nie mówił, ale było widać rozczarowanie, nikt nie był zadowolony ze srebra. Pewnie straciliśmy wiele energii, walcząc zaciekle przeciw Brazylii o awans do finału. Widziałem moich chłopców rano w dniu finałowego meczu i jeszcze byli wyczerpani. Graliśmy jednak dobrze przez półtora seta. Gdybyśmy prowadzili w finale 2:0, to pewnie znaleźlibyśmy energię, żeby skończyć robotę, chociaż oczywiście nie można mieć pewności.

Potwierdziły się pana spostrzeżenia, że mamy wielu utalentowanych graczy?

Powiem raczej, że tak wielka liczba utalentowanych siatkarzy oznacza większą odpowiedzialność. Każdy chce grać w kadrze i może jej pomóc. Ważne było to, żeby wprowadzić jak największą grupę zawodników. Oni zaczęli tę podróż. Mogą poznać mnie, moją metodologię, podejście. Zorganizowałem też funkcjonowanie sztabu, podzieliliśmy pracę, zaczęliśmy kontrolować jej wyniki. Teraz jest czas na analizę i zastanowienie się, co i jak należy poprawić.

W trakcie turnieju były pytania, czemu stawia pan na Aleksandra Śliwkę, a nie na Tomasza Fornala. Ale w drugiej części mistrzostw to właśnie Śliwka był jednym z liderów. Ma pan satysfakcję?

Pracowałem z nim przez dwa lata, znam go. Ludzie szybko zapomnieli, ile on wygrał w ostatnim czasie. Był MVP finału Ligi Mistrzów 2021, rok później jeszcze raz podniósł ten puchar. Jest mistrzem świata z roku 2018 z reprezentacją Polski. Nie wiem, czy wielu siatkarzy może się z nim porównać i nie wiem, skąd się brały wątpliwości. Wiem, ile on daje drużynie w ważnych meczach i to pokazał na mundialu. Powiem tak: jeśli nie byłoby Olka w ćwierćfinale z USA, to teraz nie rozmawialibyśmy o medalu, bo tamtego meczu byśmy nie wygrali. Kamil Semeniuk kończył mecz na ławce, Bartek Kurek grał dobrze, ale momentami wpadał w kłopoty, a Olek był najbardziej stabilny. Nie chcę umniejszać zasług Semeniuka, który grał świetnie i znalazł się w najlepszej szóstce turnieju, podobnie jak Kurek, ale chcę powiedzieć, jak Olek jest dla nas ważny. Wiedziałem, że może nam dać tyle, ile dał. Czasem za dużo myśli, za bardzo się przejmuje, analizuje. Czytał te wszystkie komentarze, czuł się odpowiedzialny i przez to cierpiał.

Najtrudniejsze dla selekcjonera Polaków jest trzymanie się własnych pomysłów pod presją?

Nigdy o tym nie myślę. każdy może mieć opinię, wiedzieć lepiej, ale ja mam swój sztab kompetentnych ludzi. Razem się zastanawiamy, obserwujemy nie tylko pod kątem technicznym, ale też charakteru. Kiedy jestem przekonany do decyzji, to nie myślę, żeby się dostosować do poglądów innych ludzi, żeby ich zadowolić. Tak samo było z wyborem czternastki na finały Ligi Narodów w Bolonii, podstawowego składu, kto i ile zagra. To ja jestem odpowiedzialny za wyniki, a jeśli tak, muszą to być moje decyzje. Robię to, co uważam za najlepsze.

To znaczy, że jest pan mocnym szefem?

Nie chcę, żeby to tak zabrzmiało, ale jestem bossem. Chodzi o to, że robię to, czego jestem pewny. Nie jest tak, że nigdy nie popełniam błędów, ale dzięki temu można się uczyć. Ta wiedza pomoże w następnych sytuacjach. Nie muszę pokazywać w każdym momencie, że ja tu rządzę, ale jeśli do czegoś jestem przekonany, to się nie uginam. Może ktoś to odbiera jako arogancję, ale co ja mogę na to poradzić?

Podczas meczów nie okazuje pan emocji. Tak zachowywała się też prowadzona przez pana drużyna Jugosławii. Polacy się ekspresyjnie cieszą. Trudno przychodzi panu ten spokój?

Jeśli się zdenerwuję, to nie pomogę zawodnikom. Jeśli nie mam nic do powiedzenia, i robimy, co trzeba na parkiecie, to milczę. Nie chcę być bohaterem, główną postacią. Mówię, żeby wywołać zmianę, zwrócić uwagę na coś, co zawodnicy stracili z oczu, pokazuję błędy. Jeśli np. tracimy zbyt dużo serwisów, to radzę: spróbujmy łagodniej zaserwować, a na ryzyko przyjdzie czas. Nie ma w tym gry aktorskiej. Tej grupy nigdy nie musiałem pobudzać, ale czasami podczas pracy z reprezentacją Serbii, gdy widziałem, że nie ma energii, to się zezłościłem i krzyczałem, żeby się obudzili. Trzeba obserwować, z kim ma się do czynienia i dobierać środki.

Zamierza pan łączyć pracę w kadrze z klubową?

W następnym sezonie będę pracował tylko z polską reprezentacją.

Jak wygląda sytuacja Wilfredo Leona?

Nie zagrał w mistrzostwach, bo zbyt późno miał operację. Jeśli zabieg byłby wcześniej, od razu po sezonie, to mielibyśmy trzy tygodnie więcej na przygotowanie i byłby z nami. Myślę, że będzie miał świetny sezon, bo wyleczył kolano. Z pewnością znajdzie się na liście powołanych, jeśli tylko będzie zdrowy.

Co pan czuje teraz, kilka dni po finale mistrzostw świata, który jednak wygrali Włosi?

Cały czas jestem rozczarowany. Powodów jest kilka. Po pierwsze, dobrze zagraliśmy dwa razy z USA i pokonaliśmy Brazylię, która grała najlepszą siatkówkę od początku sezonu. Mieliśmy wielkie wsparcie fanów, więc byłem przekonany, że damy radę zwyciężyć w finale, zwłaszcza po tym, jak odrobiliśmy stratę 17:21 i wygraliśmy pierwszego seta, a w drugim prowadziliśmy. Spodziewałem się, że Włosi pękną i będą cierpieć i w przyjęciu, i w ataku, a zamiast tego zaczęli grać nawet lepiej i sprawili nam kłopoty. Jestem rozczarowany, bo moje oczekiwania były wysokie. Może po pewnym czasie bardziej docenię nie tylko srebro, ale cały pierwszy rok pracy z kadrą.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Siatkówka
PlusLiga. Koniec siatkówki w Lubinie, Stilon Gorzów wchodzi do gry
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski