Zawsze trzeba mieć bazę, do której można się odwołać w trudnych momentach. Taką bazą jest właśnie dobra atmosfera. Bardzo ważne jest by czuć się dobrze w swoim otoczeniu, wiedzieć, że możemy na siebie liczyć. Od tego zaczynamy i to jest pierwszy krok do odniesienia sukcesu. Jeśli ktoś się z tego nabija, to albo nie był w dobrze funkcjonującym zespole i bardzo mu z tego powodu współczuję, albo po prostu trenuje sport indywidualny. Ale w tym drugim wypadku za sportowcem też stoi cały sztab ludzi, z którymi cieszy się po zwycięstwach i płacze po porażkach. Jeśli ktoś nabija się z tego sloganu „atmosfera jest najważniejsza”, to naprawdę szczerze mu współczuję, bo nigdy nie poczuł tej wspólnoty. Życzę mu, by to przeżył.
Gdy stał pan na podium z wyróżnieniem dla najlepszego atakującego turnieju, nagle wskazał pan na Yuriego Romano. Jemu należał się ten tytuł?
Chciałem go docenić. Zagrał wyśmienite spotkanie, zresztą jak cały włoski zespół i zasługiwał na tę nagrodę. Chciałem, żeby wiedział, że przeciwnicy go zauważyli i docenili.
W kadrze występuje pan już od dekady. Można porównać drużyny, gdy wchodził pan do reprezentacji i tę, w której pełni pan rolę lidera?
To bardzo trudne, to diametralnie różne epoki, to wręcz nieporównywalne. Gdy zaczynałem praktycznie nie było socjal mediów, które teraz są wszechobecne. A to tylko jeden z przykładów. Inna była też rozpoznawalność siatkarzy na początku XXI wieku, inna teraz. Nawet w tych mistrzostwach przed meczem z USA rozmawiałem z kolegą, jak inna jest sytuacja różnych drużyn w tym samym monecie. Amerykanie nie mają ligi i są anonimowi. Z drugiej strony jesteśmy my, z naszym potencjałem. Jest wiele takich rzeczy, które się zmieniły i zmieniają.
Trudno sobie poradzić z krytyką, często niesłuszną, z którą spotykacie się w socjal mediach?
W trakcie turniejów nie używam ich. Nie wchodzę na Facebooka, czy inne portale. Nie czytam też artykułów. Po pierwsze nie potrzebna mi zewnętrzna ocena mojej gry, a po drugie w trakcie zawodów lubię mieć czysty umysł. Najlepiej takie rzeczy robić po fakcie.
W poprzednich latach był pan już bliski zrobienia sobie przerwy od reprezentacji. W tym roku też pan myślał o tym?
Chyba każdy z nas – no może oprócz Tomka Fornala, który tuż po turnieju najchętniej wróciłby do Jastrzębia i poszedł na trening, by wykonać ataki i się spocić - myśli o tym. Gramy na okrągło przez cały rok i cierpi na tym nasze zdrowie i życie prywatne. Mamy jednak fantastyczne rodziny, partnerki, które są naszą siłą. Możemy ze spokojem przyjechać do Spały i ciężko trenować.
Czyli do igrzysk w Paryżu możemy być spokojni o pana obecność w kadrze?
Nie wiem co będzie jutro. Nie lubię robić dalekosiężnych planów, bo wtedy zawsze wyskakuje coś nieprzewidywalnego i wszystko bierze w łeb. Wolę odpocząć i odpowiednio przygotować się do kolejnych sezonu ligowego.