Mistrzostwa Europy siatkarzy: Polska - Słowenia 0:3. Krajobraz po klęsce

Polaków nie ma już w mistrzostwach Europy. Przegrali w barażu ze Słowenią i sen o medalu się skończył.

Aktualizacja: 31.08.2017 20:57 Publikacja: 31.08.2017 18:54

Mistrzostwa Europy siatkarzy: Polska - Słowenia 0:3. Krajobraz po klęsce

Foto: PAP/ Jacek Bednarczyk

Po zwycięstwie nad Rosjanami w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera zrodziła się wiara, że mamy mocny zespół, który stać na sukces w mistrzostwach Europy. Chętnie zapomnieliśmy, jak wyglądała Liga Światowa, i o tym, że niewiadomych wciąż jest zbyt wiele, by spokojnie czekać na najważniejszy w tym roku turniej.

W ME od lat gramy ze zmiennym szczęściem. Po klęsce w Moskwie w 2007 roku, gdzie nasi wicemistrzowie świata spisali się fatalnie, przyszedł wygrany turniej w Izmirze dwa lata później. Daniela Castellaniego noszono na rękach, by wywalić z hukiem po nieudanych MŚ w 2010 roku. Przyszedł pewny siebie, uśmiechnięty Włoch Andrea Anastasi i znów staliśmy na podium (Wiedeń 2011). Ale ten sam Anastasi zbierał cięgi w 2013 roku, gdy odpadaliśmy z ME po przegranym barażu z Bułgarią.

Stephane'owi Antidze przegrane ME 2015 uszły na sucho, bo wciąż pamiętano złoty medal mistrzostw świata zdobyty rok wcześniej. Ale po igrzyskach w Rio musiał się pakować. Teraz w trudnej sytuacji jest Ferdinando De Giorgi, który na dobrą sprawę dopiero zaczął przygodę z polską kadrą, a już nie brakuje głosów, że powinien ją kończyć.

Polacy barażu ze Słowenią nie przegrali w dramatycznych okolicznościach. Krótkie 0:3 w setach wiele mówi o tym spotkaniu, ale nie wszystko. W pierwszej partii prowadzili 21:20 i stracili pięć punktów z rzędu. Ataków nie skończyli Michał Kubiak, Dawid Konarski i Bartosz Kurek, a więc ci, na których miała się opierać siła ofensywna naszego zespołu. Sześć zepsutych zagrywek i brak choć jednego asa też składają się na obraz tego seta, chyba najważniejszego w meczu.

Polacy mieli świadomość, że rywale srebrnego medalu mistrzostw Europy dwa lata temu nie zdobyli przypadkowo. Zdecydowana większość reprezentantów tego małego kraju gra lub grała w dobrych ligach, ma doświadczenie wyniesione z rywalizacji na wysokim poziomie, a ciśnienie towarzyszące ich występom jest minimalne – siatkówka nie jest w Słowenii tak popularnym sportem jak u nas.

W drugim secie słabo spisującego się w tych mistrzostwach Konarskiego zmienił Łukasz Kaczmarek, później za Kubiaka wszedł Rafał Buszek, ale lepiej nie było. Pętla zaczęła się zaciskać. Słoweńcy poczuli szansę i nie zamierzali jej zaprzepaścić.

Polacy już się nie podnieśli i przegrali w znacznie gorszym stylu niż dwa lata temu w Sofii. Tam ulegliśmy Słowenii 2:3 w ćwierćfinale, tu nawet do tej fazy turnieju nie dotarliśmy. Tak jak cztery lata temu w trójmiejskiej Ergo Arenie, podczas mistrzostw Europy organizowanych przez Polskę i Danię. Zatrzymała nas wtedy Bułgaria, wygrywając w tie-breaku.

Pracę na rok przed mistrzostwami świata stracił wówczas Anastasi, a Antiga, który go zastąpił, kilkanaście miesięcy później miał wejście smoka. Polacy zdobyli złoto MŚ przed własną publicznością. Tyle że w tamtej drużynie byli Paweł Zagumny, Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Mateusz Mika i doświadczeni środkowi.

Trudno powiedzieć, czy nowej pracy będzie teraz szukał Ferdinando De Giorgi. Ma kontrakt do igrzysk w Tokio (2020), ale przypadki Castellaniego czy Anastasiego dowodzą, że wszystko jest możliwe.

De Giorgi, bardzo dobry przed laty rozgrywający i solidny trener klubowy, z żadną reprezentacją do tej pory nie pracował. Uczy się tej sztuki, prowadząc naszą drużynę narodową. Porażki w Lidze Światowej i mistrzostwach Europy przed polską publicznością są bolesne, ale Włoch tłumaczy, że na zbudowanie solidnego zespołu potrzebuje czasu.

A Polski Związek Piłki Siatkowej czekać na sukces raczej nie lubi, Raul Lozano, Anastasi, Castellani i Antiga spełniali życzenia w mig. Ale każdy z nich ponosił też klęski, największą Lozano w Moskwie, gdzie nasz zespół zajął 11. miejsce. Ale tylko on i Antiga wypełnili kontrakt do końca.

Mało prawdopodobne, by De Giorgi dołączył do tego grona. Polska to nie Francja, tam mało kto zauważy, że mistrzowie Europy, wielki faworyt tego turnieju, też przegrali w barażu (z Czechami) i wrócili do domu. Polska to co innego, tu siatkarze są ważni, a klęska boli.

Po zwycięstwie nad Rosjanami w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera zrodziła się wiara, że mamy mocny zespół, który stać na sukces w mistrzostwach Europy. Chętnie zapomnieliśmy, jak wyglądała Liga Światowa, i o tym, że niewiadomych wciąż jest zbyt wiele, by spokojnie czekać na najważniejszy w tym roku turniej.

W ME od lat gramy ze zmiennym szczęściem. Po klęsce w Moskwie w 2007 roku, gdzie nasi wicemistrzowie świata spisali się fatalnie, przyszedł wygrany turniej w Izmirze dwa lata później. Daniela Castellaniego noszono na rękach, by wywalić z hukiem po nieudanych MŚ w 2010 roku. Przyszedł pewny siebie, uśmiechnięty Włoch Andrea Anastasi i znów staliśmy na podium (Wiedeń 2011). Ale ten sam Anastasi zbierał cięgi w 2013 roku, gdy odpadaliśmy z ME po przegranym barażu z Bułgarią.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Siatkówka
PlusLiga. Koniec siatkówki w Lubinie, Stilon Gorzów wchodzi do gry
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski