Obywatele w takim państwie powinni mieć poczucie pewności, że nie będą zaskakiwani nieustannymi zmianami przepisów. I dotyczy to nie tylko – co najbardziej oczywiste – podatków czy przepisów określających prowadzenie działalności gospodarczej.
Jeśli więc szukać gdzieś dowodów na słabość i nieprzewidywalność polskiego państwa, to chaos związany z wprowadzeniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków będzie doskonałym przykładem.
Od pierwszych zapowiedzi, że sześcioletnie dzieci będą obowiązkowo chodzić do pierwszej klasy, minęło już kilka lat. Reforma weszła w życie w 2009 roku, ale ponieważ rząd z powodu pierwszej fali kryzysu szukał oszczędności, wprowadzono ją w formie przejściowej: rodzice mogli, lecz nie musieli wysyłać sześciolatków do pierwszej klasy.
Sześciolatki miały obowiązkowo pójść do szkoły od 1 września roku 2012. Wcześniej jednak gorąco zaprotestowali rodzice, a pedagodzy i psycholodzy ostro skrytykowali decyzję MEN. Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall tych protestów nie przyjmowała do wiadomości. Jednak tuż przed wyborami parlamentarnymi sama musiała przyznać, że wyznaczonego terminu nie da się dotrzymać.