Wpadka resortu edukacji? Rok 2014, na który minister chce przesunąć reformę obniżenia wieku szkolnego z siedmiu do sześciu lat, jest tym, w którym obowiązkową edukację jako sześciolatki miałoby rozpocząć aż 414 tys. dzieci urodzonych w 2008 r. To pierwszy od dziesięciu lat tak liczny rocznik. A to oznacza, że w szkołach może być jeszcze większy tłok niż w budzącym obawy 2012 r., kiedy w pierwszych klasach miałoby rozpocząć naukę razem ponad 660 tys. sześcio- i siedmiolatków. W 2014 r. pierwszaków może być blisko 800 tys.
Nietrafiony moment
MEN, rozpoczynając w 2009 r. reformę obniżenia wieku szkolnego, argumentował, że to najlepszy moment na zmianę, bo do szkół przez kolejne trzy lata będą szły sześciolatki z niżu demograficznego. W roczniku było 350 – 360 tys. dzieci. Rok 2012 miał być tym, w którym już wszystkie maluchy obowiązkowo pójdą do szkół.
Jednak przez trzy lata wprowadzania reformy niewielu rodziców zdecydowało się na posłanie dzieci do szkół. Większość sześciolatków pozostawała w przedszkolach. W tym roku ok. 20 proc. maluchów uczy się w pierwszych klasach. Za rok w szkołach spotkałyby się niemal całe roczniki sześcio- i siedmiolatków. – Rodzice dali do zrozumienia, że wolą dla dzieci zerówkę, i uważają, że szkoły nie są przygotowane na ich przyjęcie. W podstawówkach brakuje nawet szatni i stołówek – mówi Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców.
MEN ogłosił więc, że chce przesunąć obowiązkowe posłanie sześciolatków na 2014 r., by dać czas gminom na przygotowanie szkół. A data nie została wybrana przypadkowo, bo w tym też roku kończy się rządowy program dofinansowania budowy placów zabaw i wyposażenia kącików rekreacyjnych dla sześciolatków – „Radosna szkoła".