Choć kryzys objął cały rynek pracy, większość sektora publicznego nie odczuje antypracowniczych zmian w prawie.
– Planowana nowelizacja kodeksu pracy, która wydłuży okresy rozliczeniowe czasu pracy nawet do roku, ominie pracowników i urzędników służby cywilnej, zatrudnionych w urzędach państwowych, administracji rządowej oraz nauczycieli – mówi Katarzyna Sarek, radca prawny z kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
– Zmiany nie będą miały wpływu na organizację czasu pracy tych pracowników sektora publicznego, których stosunek pracy ukształtowany jest na podstawie tzw. pragmatyk pracowniczych określających wyczerpująco długość okresów rozliczeniowych i możliwość ich przedłużania. Przykładowo ustawa o działalności leczniczej wskazuje wprost na możliwość przedłużania okresu rozliczeniowego do czterech miesięcy – tłumaczy Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater sp.k. Zmiany nie dotkną więc lekarzy, pielęgniarek, diagnostów czy salowych.
Nowelizacja ma ułatwić funkcjonowanie przedsiębiorcom, u których występuje zmienne zapotrzebowanie na produkty lub usługi, a tym samym na świadczoną w nich pracę. Będą oni mogli zaplanować większą liczbę godzin w okresie dużego zapotrzebowania na ich usługi lub towar, a mniejszą w okresach zapotrzebowania niskiego.
– Nie ma chyba powodów, by ograniczać tę wybitnie antypracowniczą nowelizację do sektora prywatnego – mówi dr hab. Marcin Zieleniecki, ekspert NSZZ „Solidarność". – Przecież lekarze w okresach wzmożonej zachorowalności czy urzędnicy (np. przy rozliczaniu PIT) też mają okresy natężonej pracy.