Uruchomienie przez Komisję Europejską procedury z art. 7.1 traktatu unijnego, zwanego „bombą atomową" ma wielorakie konsekwencje. Według KE procedurę wszczęto ze względu na znaczące ryzyko naruszenia praworządności i wartości unijnych przez Polskę, głównie sądownictwa i ustrojów sadów. W odpowiedzi prezydent Polski błyskawiczne podpisał kwestionowane ustawy. Oba posunięcia wyznaczają nie tylko granicę sporu prawnego w ramach traktatów. To wojna o polską podmiotowość w Unii, a spór prawny, choć istotny, jest zasłoną dymną dla konfliktu znacznie głębszego. Uruchomienie art. 7 jest wątpliwe i szkodzi samej Unii, jeśli ma ona pozostać całością. Rozgrywka może jednak zmierzać do zneutralizowania w niej podmiotowości Polski i innych krajów postkomunistycznych. A gdyby to okazało się trudne, do ograniczenia UE do tradycyjnego jądra sprzed 2004 r. To opcja, którą po Brexicie uwalniającym Niemcy od jedynej w niej przeciwwagi dały im wreszcie pełną swobodę grania Unią według własnego planu.