Marta Kasprowicz, była główna księgowa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, została zatrzymana przez CBA pod koniec 2016 roku i trafiła na dwa lata do aresztu. w lipcu 2018 r. do sądu wpłynął akt oskarżenia. Według niej prokuratura przez długi czas prawie jej nie przesłuchiwała. Zdarzać się to miało jedynie wtedy, gdy zbliżał się czas decyzji ws. przedłużenia tymczasowego aresztu. Po 9 miesiącach sytuacja jednak się zmieniła.
- Znienacka pojawiło się dwóch panów z Prokuratury Krajowej. Bardzo nieżyczliwych. Najpierw chcieli mnie trochę zastraszyć. Próbowali wpłynąć na mnie poprzez emocje. Mówili, że "to oczywiste, że nic nie powiem, bo mi nie zależy na rodzinie". Później zaczęli mówić wprost. Chcieli wymusić zeznania obciążające sędziów - powiedziała Onetowi.
Czytaj też: Korupcja w krakowskim sądzie: jest akt oskarżenia 10 osób
- Czy wiem, który sędzia przyjmował korzyści majątkowe, który współpracował i miał znajomych w Platformie Obywatelskiej, który pracował przy reprywatyzacji. Jak mówiłam, że nic nie wiem, to chcieli, żebym mówiła, co słyszałam na korytarzu. Nawet jakieś plotki - relacjonuje Kasprowicz. I zaznacza, że prokuratorzy oferowali jej za sypanie sędziów złagodzenie kary: - Mówiono wprost, że dostanę "sześćdziesiątkę".
"Sześćdziesiątka", czyli art. 60 Kodeksu karnego. Mówi on o instytucji tzw. małego świadka koronnego. Może nim zostać sprawca, który wraz z innymi osobami współdziałał w popełnieniu przestępstwa, a który ujawnił organom ścigania niezbędne informacje dotyczące okoliczności jego popełnienia. W takim przypadku sąd orzeka nadzwyczajne złagodzenie kary.