Ledwo prokuratura oprzytomniała po wstrząsach wywołanych przez dwa sprzeczne ze sobą projekty ustaw zmieniających jej organizację i ustrój, tj. rządowy i soft opozycyjny, a już do Sejmu wybiera się trzeci: grupy posłów większości parlamentarnej, przywracający instytucję sędziego śledczego, reklamowany jako projekt kolejnej reformy prokuratury. Problem jednak w tym, że w części normatywnej dokumentu dla owej instytucji, należącej przecież także do dziedziny prawa ustrojowego, przeznaczono zaledwie jeden artykuł, i to ni stąd, ni zowąd wstawiony do kodeksu postępowania karnego. Co równie osobliwe, proponowana reforma do tego, czego ostatnio chce dla prokuratury rząd, ma się dosłownie nijak. Cała koncepcja wydaje się nie do końca przemyślana, a jej szata prawna – skromna, żeby nie powiedzieć: niefachowa.
Przepis restytuujący sędziego śledczego jako organ sądowy procesu karnego w – uwaga – postępowaniu przygotowawczym tkwi w rozdziale 1, który zawiera ogólne przepisy o właściwości i składzie sądu orzekającego w stadium jurysdykcyjnym. Czyżby restytutorzy zapomnieli nawet o tym, że na użytek czynności sądowych w tymże postępowaniu k.p.k. trzyma w zanadrzu regulacje szczegółowe zamieszczone kilkadziesiąt rozdziałów dalej? Chodzi konkretnie o całkiem nowy, zapisany w projekcie, czteroparagrafowy art. 27a k.p.k., który zresztą nie pasuje do jakiegokolwiek zakątka prawa procesowego.
Zgodnie z § 1 tej niefortunnej propozycji sędzia śledczy jest organem sądowym powołanym do kontroli legalności działania organów prowadzących postępowanie przygotowawcze oraz utrwalającym niektóre dowody dla sądu. Z kolei § 2 stanowi, że w każdej z prokuratur powinien funkcjonować przynajmniej jeden taki sędzia, natomiast § 3 wymaga, by organ ów był dostępny dla stron postępowania przygotowawczego. Jako jeszcze bardziej wymowny produkt chałupnictwa legislacyjnego jawi się § 4, według którego szczegółowe kompetencje sędziego śledczego określa ustawa.
Już na pierwszy rzut oka widać, że wszystkie cztery jednostki redakcyjne art. 27a k.p.k. nadają się najwyżej do wzbogacenia przepisów ogólnych o sędzim śledczym we wprowadzonych specjalnie dla niego odrębnych rozdziałach prawa o ustroju sądów powszechnych (usp), prawa o ustroju sądów wojskowych (usw) oraz ustawy o prokuraturze. Tymczasem projekt ani myśli o nowelizacji którejkolwiek z tych ustaw. Mało tego. Zupełnie wypadło mu z głowy postępowanie przygotowawcze w sprawach podlegających orzecznictwu sądów wojskowych, o czym świadczy brak najmniejszej wzmianki na ten temat w jego uzasadnieniu. Tutaj wszakże na projektodawcę czeka niespodzianka. Sprawia ją nietknięty art. 646 k.p.k., w myśl którego w takich sprawach stosuje się wszystkie przepisy procedury karnej z wyjątkiem niewyłączonych, czy to wprost, czy przez regulacje autonomiczne. Ponieważ tzw. części wojskowej k.p.k. rozpoczynającej się właśnie od art. 646 nie poddano korekturze, sędzia śledczy przedostałby się tam wprawdzie incognito, jednakże wejściem głównym.
Ów z pozoru niewinny incydent z postępowaniem w sprawach podlegających orzecznictwu sądów wojskowych uzmysławia ogrom niedostatków merytorycznych projektowanej restytucji. Wystarczy wgryźć się głębiej w art. 27a § 2 k. p. k. Mniejsza o koszty utrzymania całej armii sędziów śledczych, którą należałoby powołać do zasilenia wszystkich prokuratur, powszechnych i wojskowych, od rejonu po obie centrale, tzn. Prokuraturę Krajową i Naczelną Prokuraturę Wojskową. Ważniejsze jest to, że sprawami, którymi projektodawca się nie zainteresował, z ramienia władzy sądowniczej zajmują się, z wyjątkiem przewidzianym w art. 27 usw., sędziowie sądów wojskowych oraz zazwyczaj umundurowani ławnicy, podczas gdy mechanizmem art. 646 k.p.k. wpadłyby one w ręce sędziego-inkwizytora z cywila.