– Domagamy się od rządu poważnego traktowania. Jeżeli tak się nie stanie, protest będzie zaostrzony – grożą sędziowie. – W listopadzie planujemy pięć dni bez wokandy, w grudniu – tydzień – mówi sędzia Rafał Puchalski z Jarosławia. On i jego koledzy domagają się zmiany systemu wynagradzania i podniesienia płac.
A protestować, choć w różnym stopniu, ma cała Polska. W ciągu dwu najbliższych dni odbędzie się zaledwie jedna trzecia spraw. – W sądach rzeszowskich nie będzie żadnych rozpraw – zapewnia Paweł Janda, prezes miejscowego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Sędziowie przyjdą do pracy, będą wykonywać wszystkie czynności z wyjątkiem sądzenia. Podobnie będzie m.in. w Łomży, Sieradzu czy Tarnobrzegu. W miastach tych odbywa się średnio ok. 40 rozpraw dziennie.
70 procent sędziów ma poprzeć protest; chcą dzięki niemu wywalczyć podwyżkę wynagrodzeń
Na zawieszenie sądzenia nie mogą pozwolić sobie największe sądy w kraju. Będą pracować na pół gwizdka – na przykład w gdańskim sądzie zaplanowanych było 40 wokand. – Na najbliższe dni wyznaczone zostały trzy – mówi sędzia Rafał Terlecki z Gdańska.
Cała akcja uderzy również w zwykłego Kowalskiego. Niewyznaczone na najbliższe dni rozprawy mają szansę wrócić na wokandę dopiero za dwa, trzy miesiące. O tyle przedłużą się procesy. Przypomnijmy: na przykład rozprawa rozwodowa trwa średnio około sześciu miesięcy, a o separację ok. siedmiu.