W poniedziałek 16 czerwca upłynął termin zgłaszania protestów, które wpłynęły po wyborach prezydenckich 2025. Jest ich ponad 3 tys., a może być więcej, bo liczy się data stempla pocztowego w przypadku nadania protestu pocztą. To sporo. Co pan na to?
Myślę, że to jednak niewiele. Politykom udało się skłócić nasze społeczeństwo i wmówić mu, że istnieją dwa „plemiona”. Przy takiej polaryzacji wniesienie kilku tysięcy protestów nie powinno dziwić. Myślę, że nie ich liczba, ale jakość ma znaczenie. W tym zakresie nie mam jednak żadnej wiedzy.
Czytaj więcej
Skala nieprawidłowości w drugiej turze wyborów prezydenckich nie jest taka, żeby można było mówić...
Adwokat Ryszard Kalisz, członek Państwowej Komisji Wyborczej, uważa, że to Izba Pracy SN powinna podejmować decyzję w sprawie ważności wyborów. Co pan o tym sądzi? Jest pan sędzią Izby Pracy i jej byłym prezesem.
Przepis art. 129 ust. 1 Konstytucji RP stanowi, że to Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej. Przepis nie przesądza rodzaju składu, w jakim stwierdzenie to ma nastąpić. Może być on dowolny. Kwestia ta regulowana jest ustawą zwykłą. Przez dziesięciolecia o ważności wyborów orzekała Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Orzekanie to nie skutkowało żadnym „zgorszeniem”, nikt nie kwestionował rzetelności i niezależności tego orzekania. Również ze strony polityków nie pamiętam, aby były jakieś zastrzeżenia. Tak sobie myślę, że było za dobrze, zbyt niezależnie. W Polsce jest bowiem niestety tak, że jak coś działa dobrze, to jeszcze lepiej jest to zepsuć. To się nazywa zazwyczaj „reforma”, a wszystko zawsze w ramach „miłości do Ojczyzny” i „dla dobra wspólnego”.
W Polsce jest bowiem niestety tak, że jak coś działa dobrze, to jeszcze lepiej jest to zepsuć. To się nazywa zazwyczaj „reforma”, a wszystko zawsze w ramach „miłości do Ojczyzny” i „dla dobra wspólnego”.
A zatem warto przypomnieć, że jedną ze sztandarowych „reform sądownictwa” dokonanych przez Zjednoczoną Prawicę było odebranie kompetencji do orzekania o ważności wyborów Izbie Pracy. Przekazano ją do utworzonej przez większość parlamentarną Prawa i Sprawiedliwości Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Co to oznacza? To proste. Każdy, kto rządzi, wie, że kadry są najważniejsze. Decyzje wyborcze przekazano więc ludziom, którzy zostali nominowani do Sądu Najwyższego przez wybranych przez Prawo i Sprawiedliwość członków Krajowej Rady Sądownictwa. W tym miejscu każdy czytelnik, który nie patrzy na otaczający nas świat w sposób „plemienny”, dojdzie bez trudu do wniosku, że to, co opisuję, to taka podmiotowa mistyfikacja demokracji. I wszystko stało się zrozumiałe. Dwa plus dwa równa się cztery, a nie siedem, jak wmawiają nam politycy. Myślę, że do tej „matematyki” nawiązuje pan mecenas Ryszard Kalisz.