Kto wpadł na pomysł, żeby asesorzy nie składali aktualnych zaświadczeń lekarskich? - zapytał gościa swego programu redaktor Marek Domagalski.
- Myśmy wpadli w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdy przygotowywaliśmy projekt ustawy, a potem parlament, bo nie wprowadził do projektu przepisu, który by nakazywał uaktualnianie tych zaświadczeń. Ustawa jest precyzyjna. Mówi, że oprócz wniosku o powołanie na stanowisko sędziego, Ministerstwo musi przekazać KRS informację o niekaralności kandydata na sędziego. Nie nakazuje przekazywania jakichkolwiek zaświadczeń lekarskich. Oczywiście KRS może badać co przyjdzie jej do głowy. No i zażądała tych zaświadczeń. One są w aktach Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. I zostały przekazane do KRS, ale się nie spodobały, bo są za stare – powiedział Łukasz Piebiak.
Jego zdaniem w sprawie niepowołanych asesorów są dwie drogi. Pierwsza to odwołania do Sądu Najwyższego.
- Ta droga w wersji optymistycznej to miesiące, a w pesymistycznej czy realistycznej - lata czekania na rozstrzygnięcia. Chyba, że KRS szybko napisze uzasadnienia - ale to duże wyzwanie przy 265 osobach - a SN zechce te środki odwoławcze szybko rozpoznać. Inaczej orzeczenia mogą zapaść nawet po kilku latach. To czarny sen wymiaru sprawiedliwości i asesorów, ale i taka opcja istnieje.
Pojawił się też wątek skorzystania przez KRS z trybu przewidzianego w art. 45 ust. 1 ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, czyli trybu wznowienia, reasumpcji. Nie nam oceniać, czy KRS może z tego trybu skorzystać, ale gdyby to zrobiła, to może dałoby się problem rozwiązać znacznie szybciej. Asesorzy dostarczyliby aktualne zaświadczenia, KRS ponownie rozpatrzyłaby wnioski i wtedy okazałoby się, że nie ma powodu do zgłaszania sprzeciwu w sprawie ich powołania.