Sądowe doręczenia: próba podsumowania

Dwa lata temu duch konkurencji i biznesowe podejście do doręczeń przesyłek z sądu zabiło zdrowy rozsądek ministerialnych i sądowych decydentów. Jak będzie tym razem? – pyta prawnik.

Publikacja: 24.05.2015 13:00

Sądowe doręczenia: próba podsumowania

Foto: ROL

Właśnie wyczytaliśmy w prasie („Rzeczpospolita" z 8 maja 2015 r.), że rusza kolejny przetarg na doręczeniową obsługę sądownictwa i prokuratury.

Poprzedni przetarg wygrało konsorcjum z Polską Grupą Pocztową na czele. Jedynym kryterium była wówczas cena. Monopol Poczty Polskiej został przełamany.

W tym duchu pisał na łamach „Rzeczpospolitej" Rafał Brzoska w felietonie „W stronę konkurencji" (nr z 18 lipca 2014 r.). Sądziłem, że publikacja pana Brzoski – prezesa i akcjonariusza jednej ze zwycięskich spółek – spotka się wówczas z żywą polemiką. Artykuł przeszedł jednak bez echa, wobec czego dzisiaj – w związku z nadchodzącym przetargiem – czuję się w obowiązku zabrać głos.

Nie mam zamiaru umniejszać biznesowych zasług pana Brzoski, docenionych choćby zaszczytną nagrodą Magellana Biznesu. Mogę natomiast – mając bezpośrednią styczność z pewnym wycinkiem działalności Polskiej Grupy Pocztowej i InPostu – podzielić się swoimi obserwacjami jako faktyczny końcowy odbiorca tych usług od początku ich świadczenia przez nowego doręczyciela.

Z racji wykonywanego zawodu i częstych wyjazdów od ponad dziesięciu lat osobiście odbieram przesyłki polecone – głównie korespondencję sądową. Do niedawna wyłącznie za pośrednictwem listonosza lub w placówce Poczty Polskiej.

W sklepiku z prasą

Od początku ubiegłego roku nastąpiła znana wszystkim zainteresowanym zmiana. Mój urząd pocztowy w Lublinie został zastąpiony przez POK InPost mieszczący się w sklepiku z prasą i innymi artykułami.

O dyskomforcie związanym z odbieraniem przesyłek w miejscu, gdzie wydawanie przesyłek ma charakter uboczny (widziałem punkt odbioru w kiosku Ruchu, sklepie, zakładzie fotograficznym, biurze rachunkowo-księgowym, agencji SKOK), napisano już wiele. Dużo zależy od indywidualnego podejścia osoby wydającej przesyłki, jej świadomości prawnej i zwyczajnej kultury osobistej. Ja osobiście nie mam powodu się skarżyć.

Chciałbym jednak poświęcić więcej uwagi prawnym elementom doręczania korespondencji przez przedstawicieli InPost i PGP. Celowo nie mówię, że pracowników, bo tajemnicą poliszynela jest zatrudnianie tych osób na umowy-zlecenia (cięcie kosztów), niskie wynagrodzenia i związana z tym poważna fluktuacja kadr uniemożliwiająca operowanie w rewirze, jak czynią to po latach doświadczeń etatowi listonosze Poczty Polskiej. I już mamy odpowiedź, dlaczego, przy niewątpliwym założeniu rentowności biznesu, ostatni przetarg wygrała PGP i InPost.

Do rzeczy. Zgodnie z art. 139 § 1 k.p.c. w razie niemożności osobistego doręczenia przesyłek w postępowaniu cywilnym (takich otrzymuję najwięcej) pismo przesłane za pośrednictwem operatora pocztowego w rozumieniu ustawy z 23 listopada 2012 r. – Prawo pocztowe należy złożyć w placówce pocztowej tego operatora, umieszczając zawiadomienie o tym (tzw. awizo) w drzwiach mieszkania adresata lub w oddawczej skrzynce pocztowej ze wskazaniem, gdzie i kiedy pismo pozostawiono, oraz z pouczeniem, że należy je odebrać w terminie siedmiu dni od dnia umieszczenia zawiadomienia. Po bezskutecznym upływie tego terminu awizowanie należy powtórzyć.

I tu pojawia się pierwszy problem. Racjonalny ustawodawca w celu zapewnienia uczestnikom postępowania sądowego stosownych gwarancji procesowych przewidział w art. 139 § 1 k.p.c. obowiązek dwukrotnego awizowania. Niestety, w moim przypadku obowiązek powtórnego awiza był notorycznie ignorowany. To nie jest tylko moja konstatacja. Od niejednego adwokata czy radcy prawnego, nie tylko w Lublinie, ale i np. w Warszawie, usłyszałem, że powtórne awizo dla nowego doręczyciela nie istnieje.

Sam sobie winien

Przez pierwsze półrocze 2014 r. nie dostałem ani jednego powtórnego awiza, gdy wystawione być powinno. Notabene pierwsze awiza nie były wystawiane na wzorze z rozporządzenia ministra sprawiedliwości regulującego te kwestie, tylko na druczkach firmowych InPostu używanych do innych przesyłek. Kilka przesyłek w ogóle nie były awizowanych, a dowiadywałem się o nich przypadkiem. Gdy rozmawiałem o tym z ówczesnym doręczycielem z InPostu (u mnie już się ten pan nie pojawia), najwyraźniej nie docierały do niego moje argumenty, bo przecież „awizo nie może zginąć". Racjonalny ustawodawca był innego zdania... Pomimo zaistnienia wielu sytuacji (urlopy, długotrwałe delegacje), gdy powtórne awizo powinno być wystawione, do wakacji 2014 r. zdarzyło się tak tylko – dosłownie – raz. Co istotne, na przesyłkach odbieranych przeze mnie po dacie, kiedy powtórne awizo powinno nastąpić, na kopercie znajdowała się stosowna adnotacja – każdorazowo (poza tym jednym razem) poświadczająca nieprawdę. Żeby oddać sprawiedliwość InPostowi, od jesieni ubiegłego roku sytuacja z powtórnym awizem zaczęła się poprawiać. Obecnie zazwyczaj się pojawia, ale nie jest to regułą.

Takich wpadek Poczty Polskiej lat przez lata nie stwierdziłem, ale – co bynajmniej nie jest usprawiedliwieniem – problemy InPostu po części wynikały i nadal wynikają z własnej procedury awizowania, moim zdaniem sprzecznej z bezwzględnie obowiązującymi przepisami prawa.

Otóż zgodnie z § 7 ust. 3 rozporządzenia ministra sprawiedliwości z 12 października 2010 r. w sprawie szczegółowego trybu i sposobu doręczania pism sądowych w postępowaniu cywilnym (dalej: rozporządzenie) awizowaną przesyłkę przechowuje się w placówce pocztowej operatora przez siedem kolejnych dni, licząc od dnia następnego po dniu pozostawienia zawiadomienia, i jeżeli osoba uprawniona nie zgłosi się po odbiór przesyłki złożonej w placówce pocztowej operatora w terminie, o którym mowa w § 7 ust. 3, placówka pocztowa operatora – na podstawie § 8 ust. 2 rozporządzenia – sporządza według wzoru określonego w załączniku nr 3 do rozporządzenia powtórne zawiadomienie o możliwości jej odbioru w terminie kolejnych siedmiu dni, licząc od dnia następnego po dniu pozostawienia zawiadomienia, które doręczający niezwłocznie pozostawia w drzwiach adresata lub w oddawczej skrzynce pocztowej, nanosi adnotację o powtórnym awizowaniu, przechowuje przesyłkę przez kolejne siedem dni itd. I w Poczcie Polskiej tak to działa: pierwsze awizo zawsze wypisuje listonosz, powtórne ma formę komputerowego wydruku z placówki pocztowej.

Standard, a nie przypadek

Utwierdziwszy się w przekonaniu, że brak powtórnego awiza nie jest przypadkiem, lecz standardem w pracy następcy Poczty Polskiej, udałem się do punktu obsługi klienta InPostu z zapytaniem, dlaczego nie wystawiają powtórnego awiza pomimo takiego obowiązku. Powołałem się przy tym na rozporządzenie ministra sprawiedliwości. Odpowiedź pani tam pracującej była rozbrajająca: nie wystawiają, ponieważ nie są placówką pocztową, tylko punktem obsługi klienta (POK). Takie mają uzgodnienia z InPostem. Narzuca mi się pytanie: czy tak się dzieje w całym kraju obsługiwanym przez Polską Grupę Pocztową i InPost? Z mojego rozpoznania wynika, że to prawdopodobne. Nie jest to kpina, tylko troska o osoby, które wykonywany zawód skazuje na regularne doręczenia w wykonaniu InPost i PGP.

Pisz na Berdyczów

Nie mnie rozstrzygać, który model wystawiania powtórnego awiza byłby lepszy: przez doręczyciela czy przez placówkę pocztową. Rozporządzenie mówi jasno, że ma to robić placówka pocztowa operatora. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że nawet dzisiaj – po upływie blisko półtora roku od rozpoczęcia świadczenia tych usług przez PGP i InPost – nadal robi to doręczyciel InPostu. Łatwo to stwierdzić, są to bowiem druki samokopiujące, pierwsze awizo ma kolor biały, powtórne różowy – a na skopiowanych danych pierwszego co lepiej wyuczony doręczyciel nanosi prawidłowe kolejne daty odbioru itp.

Z rozmów z doręczycielami InPostu dowiedziałem się również, że są wynagradzani od doręczonej przesyłki. Stąd się więc pewnie brały ujawniane w mediach sytuacje doręczania przesyłek sądowych bez dokładnego zweryfikowania, czy odbiorca jest uprawniony.

Wspomniany przeze mnie artykuł pana Brzoski nosił tytuł: „W stronę konkurencji". Na wolnym rynku w parze z konkurencją idzie jednak swoboda wyboru. To ona sprawia, że wskutek zdrowej konkurencji klienci wybierają tych najlepszych, słabeusze zaś się wykruszają. Tutaj sytuacja jest specyficzna. Klient – sądownictwo – dokonał wyboru, który podobno przynosi mu oszczędności – choć z tym też jest różnie wobec dodatkowych obowiązków nałożonych na pracowników sądów w porównaniu ze współpracą z Pocztą Polską. Tyle że to nie ten – formalnie – klient jest de facto odbiorcą tych usług i to nie ten bezosobowy klient jest narażony na konsekwencje nienależytego świadczenia usług przez nowego doręczyciela. Konsekwencje spadają na jednostki – odbiorców przesyłek takich jak np. ja, natomiast przy dużej liczbie doręczeń drastycznie wzrasta też ryzyko problemów odbiorcy. Żadnej z osób zawodowo parających się prawem nie muszę tłumaczyć skutków niestawiennictwa na rozprawie (z wyrokiem zaocznym włącznie), w sytuacji gdy jakimś złośliwym zbiegiem okoliczności pierwsze awizo nie znajdzie się w skrzynce, a powtórnego przecież się nadal częstokroć nie wystawia (wbrew awizacji na kopercie).

Tutaj pojawia się kolejny problem: reklamacja nienależycie wykonanej usługi. Zgodnie z art. 92 ust. 1 ustawy z 23 listopada 2012 r. – Prawo pocztowe w przypadku niewykonania lub nienależytego wykonania usługi pocztowej prawo wniesienia reklamacji przysługuje nadawcy, natomiast adresatowi zasadniczo tylko wtedy, gdy przesyłka pocztowa zostanie mu doręczona. Innymi słowy, adresat – gdy nie dotrze do niego przesyłka – ma bardzo ograniczone możliwości reklamowania usługi pocztowej. Nadawca musiałby się zrzec na jego rzecz prawa dochodzenia roszczeń. Wiadomo zaś, że w przypadku przesyłek sądowych konsekwencje mogą być opłakane.

Wreszcie PGP szczyci się nowoczesnymi technologiami takimi jak Elektroniczne Poświadczenie Odbioru. Ja z punktu widzenia odbiorcy korespondencji muszę stwierdzić, a w placówkach Poczty Polskiej nadal bywam, choćby po listy z sądów administracyjnych, że PGP odbiega od standardu komputeryzacji ustanowionego przez Pocztę Polską. Zjawiając się w placówce Poczty Polskiej, po podaniu nazwiska lub adresu obsługujący mnie pracownik w systemie komputerowym sprawdzi, czy i ile jest do mnie przesyłek. W punkcie obsługi klienta obecnego doręczyciela nie jest to możliwe. Trzeba liczyć na dobrą pamięć osoby obsługującej, która może – o ile nie ma kolejki – przeszukać przegródki ręcznie. Innymi słowy, w placówce Poczty Polskiej, nawet gdyby zawiódł listonosz i nie zostawił awiza, istnieje druga linia bezpieczeństwa – sprawdzenie w systemie, z czego często korzystam. Na dziś, w razie uchybienia bardziej niestety niepewnego doręczyciela PGP lub InPostu, nikłe są szanse na weryfikację w punkcie obsługi klienta. I żeby była jasność, nie jest to wina pracujących tam osób. Po prostu nie mają takich narzędzi jak Poczta Polska.

Czas konkluzji

Na koniec warto postawić retoryczne w mojej ocenie pytanie, czy na polu przesyłek publicznych najważniejsze są oszczędności.

Odnoszę wrażenie, że jedyny wygrany z ostatniego przetargu to PGP i InPost, natomiast wszyscy pozostali przegrali: wymiar sprawiedliwości – mimo początkowych korzyści finansowych – poniósł stratę wizerunkową (do dzisiaj pamiętamy odwoływane rozprawy i ogólny zamęt) i wymierną (dodatkowe obciążenie pracowników przygotowujących korespondencję dla InPost, przecież ta dodatkowa praca też kosztuje). Nie bez kozery wiele sądów w Polsce powołało w ostatnim roku własną służbę doręczeniową. Odbiorcy przesyłek natomiast, zwłaszcza tzw. profesjonalni pełnomocnicy, stąpają od zeszłego roku po kruchym lodzie, będąc zależnymi od doręczycieli, którzy często nie zdają sobie sprawy z wagi wykonywanych czynności. A może należy znowelizować rozporządzenie ministra sprawiedliwości, skoro po tylu miesiącach InPost – przynajmniej w znanych mi przypadkach – nadal nie jest zdolny sprostać jego wymogom?

Narzuca się konkluzja, że blisko dwa lata temu duch konkurencji i stricte biznesowe podejście do tematu zabiło u ministerialnych i sądowych decydentów zdrowy rozsądek. Nie dziwi mnie to o tyle, że ci decydenci rzadko stają w roli petentów (klientów wymiaru sprawiedliwości) i to oni raczej będą decydować o np. ewentualnym przywróceniu terminu do uchybionej czynności, niż samemu o przywrócenie terminu się ubiegać. Miejmy nadzieję, że tym razem zdrowy rozsądek i dobro (klientów) wymiaru sprawiedliwości weźmie górę.

Sądy i trybunały
Ważna opinia z TSUE ws. neosędziów. Nie spodoba się wielu polskim prawnikom
Sądy i trybunały
Będzie nowa ustawa o Sądzie Najwyższym. Ujawniamy plany reformy
Matura i egzamin ósmoklasisty
Jakie warunki trzeba spełnić, aby zdać maturę 2025?
ZUS
Kolejny pomysł zespołu Brzoski: ZUS rozliczy składki za przedsiębiorców
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Prawo rodzinne
Resort Bodnara chce dać więcej czasu rozwodnikom. Szykuje zmianę w prawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne