Trzy lata temu pisałem w tym miejscu, a toczyły się wtedy głośne procesy o nadużycie słowa z politycznym tłem, że zanim wystąpimy do sądu, bo ktoś nas pomówił, znieważył, zastanówmy się dobrze, czy gra jest warta świeczki.
To pytanie naturalnie pojawia się dzisiaj przy sprawie, na razie tylko zapowiadanej, ale utrzymanej w ultymatywnej formie wezwania przedprocesowego wicemarszałka Sejmu i posła PSL Piotra Zgorzelskiego do opublikowania przeprosin za zarzucenie jej dyspozycyjności wobec PiS. Inaczej złoży pozew o ochronę dóbr osobistych.
Czytaj więcej
Prawnicy nie są zgodni co do szans I prezes Sądu Najwyższego w razie sporu z wicemarszałkiem Sejmu Piotrem Zgorzelskim z PSL, który zarzucił jej dyspozycyjność wobec władz.
Jak pisze w wezwaniu pierwsza prezes, słowa wicemarszałka sugerują telewidzom, że sędziowskie i prezesowskie obowiązki wypełnia nienależycie, bez dochowania bezstronności i niezawisłości, a takie sugestie są dla każdego sędziego obrazą. Rzecznik SN sędzia Aleksander Stępkowski z kolei wskazuje, że pierwsza prezes konsekwentnie ignoruje wypowiedzi internetowych hejterów, ale jeśli do ich poziomu zniża się osoba pełniąca wysokie funkcje publiczne, to nie można puścić tego mimo uszu.
Zgadzam się, że nie może być w takiej sytuacji bierny żaden sędzia. Pytanie, czy powinien korzystać z pozwu, do czego formalnie ma oczywiście prawo.