W środę wieczorem w Brukseli odbyło się spotkanie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Valdisa Dombrovskisa z przedstawicielami krajów UE dotkniętych nadpodażą ukraińskiego zboża, w tym Polski. Celem było uzgodnienie unijnych środków ochrony rynku, które zastąpiłyby te wprowadzone jednostronnie przez kilka państw. Na razie nie doszło do porozumienia, rozmowy mają być kontynuowane.
Propozycja KE obejmuje trzy instrumenty. Po pierwsze, wsparcie dla rolników. Już przyznano 56 mln euro na początku kwietnia, teraz zostanie przygotowany kolejny pakiet na kwotę 100 mln euro. Po drugie, zostaną wprowadzone pilne środki prewencyjne, jeśli chodzi o pszenicę, kukurydzę, słonecznik i rzepak. Wreszcie po trzecie, UE gotowa jest rozpocząć dochodzenie w sprawie tych produktów, oraz być może innych wskazanych przez państwa członkowskie, i sprawdzić, czy faktycznie dochodzi do zaburzeń rynkowych i czy należy wprowadzić środki zaradcze. Te środki zaradcze to może być np. przywrócenie ceł zniesionych już albo obowiązującą od 2017 roku umową o wolnym handlu z Ukrainą, albo rozporządzeniem unijnym z czerwca 2022 roku, uchwalonym w reakcji na rozpętanie wojny przez Rosję. Ale to możliwe konsekwencje na przyszłość, już po zakończeniu dochodzenia. Na razie pilne środki prewencyjne to po prostu wprowadzenie na poziomie unijnym tego, co Polska uzgodniła dwustronnie z Ukrainą: zakaz importu do państw najbardziej poszkodowanych, ale zgoda na przepuszczanie tranzytu. Miałby on obowiazywać do końca czerwca, Przy czym umowa Polski z Ukrainą dotyczy całej listy produktów rolnych, a środki unijne mówią tylko o 4 ziarnach. Bruksela ma nadzieję, że wobec tej propozycji Polska i inne kraje zniosą jednostronne zakazy. Na razie jednak grupa państw żąda wydłużenia listy z zakazem importu.
- Przyświecają nam trzy cele. Po pierwsze, pomoc Ukrainie w eksporcie zboża, bo to dla niej koło ratunkowe. Po drugie, dostarczenie go potrzebującym państwom trzecim. PO trzecie wsparcie dla naszych rolników - powiedziała Dana Spinant, rzeczniczka KE.
Czytaj więcej
Decyzja rządu PiS o zablokowaniu polskiej granicy dla ukraińskich produktów rolnych mocno uderza w polskie firmy. Rujnuje przy tym polsko-ukraińskie relacje gospodarcze.
Wysocy rangą urzędnicy KE przyznają, że kraje graniczące z Ukrainą znalazły się pod nadzwyczajną presją. I tłumaczą, że wcześniej KE nie proponowała żadnych obostrzeń dla ukraińskiego importu, bo sytuacja uległa pogorszeniu teraz. -To są dane, które otrzymaliśmy w ciągu ostatnich 10 dni - mówi nieoficjalnie unijne źródło. Bruksela nie chce zakazywać w ogóle ukraińskiego importu, bo dla pogrążonego w wojnie kraju unijne pasy solidarnościowe umożliwiają uzyskiwania istotnych dochodów. W 2022 roku dzięki produktów wyeksportowanym przez polskie drogi i tory kolejowe oraz dzięki rumuńskim barkom na Dunaju Ukraina zarobiła 26 mld euro, z czego połowę stanowiły przychody ze sprzedaży zbóż. Problemem jest jednak to, że eksport zboża przez Polskę jest kosztowny. - Kiedyś 90 proc. ziarna szło przez Morze Czarne. Przekierowanie go na nowe tory transportowe normalnie zajęłoby lata, tutaj odbyło się praktycznie z dnia na dzień - słyszymy w KE. Stąd problemy z wywiezieniem ziarna z Polski, z jego magazynowaniem, czy przetwarzaniem. Dla przykładu wypełnione są już tłocznie oleju słonecznikowego w Bułgarii.