Od kilku lat maleje na świecie liczba ataków w wykonaniu terrorystów samozwańczego Państwa Islamskiego (ISIS, Daesh). Nie znaczy to, że świat jest bezpieczny, czego dowodem tragiczny los dwóch Szwedek zamordowanych bestialsko w Maroku. Atak tak zwanych samotnych wilków, inspirowanych przez zwolenników samozwańczego kalifatu, nie był pierwszym takim atakiem, ani zapewne ostatnim.
Jürgen Stock, sekretarz generalny Interpolu ostrzega, że światu, a zwłaszcza Europie, grozi druga fala terroryzmu - ISIS 2.0 - ze strony radykalnych organizacji islamskich czy indywidualnych terrorystów. Tym bardziej, że samozwańczy kalifat w Syrii i Iraku nie został jeszcze ostatecznie rozgromiony i, jak się ocenia, w obu tych krajach znajduje się nadal 10-15 tys. bojowników. ISIS ma także nadal licznych zwolenników na świecie. Nikt nie jest też w stanie zagwarantować, że ISIS się nie odrodzi w tej czy innej formie. Jeżeli nie w Syrii, to w innym miejscu regionu Bliskiego Wschodu czy północnej Afryki.
W regionie tym toczą się równolegle trzy wojny, a cztery państwa scharakteryzować można jako upadłe, poczynając od Syrii, poprzez Irak i Jemen, aż po Libię. Podobnie jest z Afganistanem, w którym USA prowadzą najdłuższą wojnę w swej historii i gdzie talibowie, zwolennicy Al Kaidy oraz szereg związanych z nimi grup kontroluje ponad połowę powierzchni kraju likwidując rocznie tysiące żołnierzy armii rządowej. Z talibami Amerykanie próbują się porozumieć, jak na razie bezskutecznie. Za informacje prowadzące do ujęcia Sirajuddina Haqqaniego, przywódcy tzw. sieci Haqqani, jednej z grup związanych w przeszłości z talibami, Waszyngton wyznaczył nagrodę w wysokości 5 mln dol.
Oznacza to, że rozbicie ISIS w Syrii i Iraku nie oznacza bynajmniej końca walki z dżihadystowskim terroryzmem.
W tym kontekście zaskakująca jest zapowiedź Donalda Trumpa o wycofaniu dwóch tysięcy amerykańskich żołnierzy sił elitarnych z Syrii, gdzie wspólnie z bojownikami syryjskich Kurdów zwalczali ISIS. Niezrozumiały dla wielu wojskowych NATO oraz cywilnych analityków, jest także zamiar zmniejszenia o połowę 14-tysięcznego kontyngentu amerykańskich sił w Afganistanie, prawdziwej kolebce dżihadyzmu, którego jedną z postaci był właśnie samozwańczy kalifat Al-Bahgdadiego ze stolicami w Rakce i Mosulu.