– PiS chce komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej – mówił w czerwcu 2015 r. Mariusz Błaszczak, jeden z najważniejszych polityków opozycyjnego wtedy Prawa i Sprawiedliwości. – Sprawę „taśm prawdy” jest w stanie wyjaśnić tylko komisja śledcza działająca przy otwartej kurtynie – dodawał. 11 czerwca 2015 r. Sejm zdecydował, że nie zajmie się wnioskiem o powołanie komisji śledczej ws. afery podsłuchowej. Przeciwko głosował Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej. W 2014 roku Jarosław Kaczyński ogłosił, że nielegalne nagrania polityków to „taśmy prawdy”, które pokazują, jaki jest rząd Donalda Tuska. Kiedy w 2018 roku ujawniono wypowiedzi z tych samych nagrań Mateusza Morawieckiego, minister Joachim Brudziński: powiedział: - Afera taśmowa to odpustowy kapiszon.
Dzisiaj PiS i PO zamienili się stanowiskami. Platforma chce komisji śledczej, przed którą wzbrania się... PiS. Jak to tłumaczą?
– Komisja śledcza powoływana jest wtedy, kiedy organy państwa nie działają sprawnie. W 2015 r. wniosek o powołanie komisji śledczej został wniesiony dwa tygodnie po tym, gdy prokuratura zaczęła działać. Sprawą zajmowała się prokuratura niezależna, na której czele stał Andrzej Seremet. A jak można mieć dziś wiarę w niezależność prokuratury, która nawet nie przesłuchała Kaczyńskiego w sprawie austriackiego biznesmena? – pyta Cezary Tomczyk z PO. Z kolei Marek Biernacki, dzisiaj poza PO, były minister sprawiedliwości, szef MSWiA i koordynator służb specjalnych za rządów PO–PSL, twierdzi, że w czasach, kiedy rządzili, śledztwo w tej sprawie nie było dobrze prowadzone: – Prokuratura potraktowała aferę podsłuchową jak drobne przestępstwo, a powinna jako przestępstwo zorganizowane, które zagrożone byłoby większymi sankcjami. Gdyby aferę podsłuchową od początku potraktować jako przestępstwo zorganizowane, sprawa mogłaby zostać już dawno temu wyjaśniona. Na zarzut głosowania PO przeciwko powołaniu komisji Biernacki odpowiada, że sprawa wtedy była zbyt świeża i należało dać popracować prokuraturze, a opozycja chciała wyborczo skupić uwagę opinii publicznej na tym, kto z kim rozmawiał, a nie wyjaśnić, kto stoi za nielegalnym podsłuchiwaniem najważniejszych osób w państwie.
Teraz to politycy PiS twierdzą, że PO chce rozgrywać politycznie aferę i uderzyć nią w rząd. Tadeusz Cymański w #RZECZoPOLITYCE powiedział: – Dzisiaj, kiedy jest szansa, żeby wykorzystać sprawę Falenty przeciwko nam, nagle dla Platformy on jest bohaterem. PO w desperacji wykorzystuje sprawę Falenty jako pretekst, nie powód, do ataków na PiS.
Według Cymańskiego te ataki będą kontynuowane. Tylko że już w 2017 r. Robert Zieliński z TVN 24 ustalił, że „funkcjonariusz CBA, który przez lata utrzymywał kontakty operacyjne z bohaterem afery podsłuchowej Markiem Falentą, awansował i kieruje największą jednostką w służbie”. Z kolei bliski obozowi władzy berliński korespondent TVP Cezary Gmyz, którego żona kandydowała w wyborach z list PiS, publicznie twierdził, że Falenta nie tylko powinien zostać ułaskawiony, ale również odznaczony orderem, i deklarował podpisanie się pod wnioskiem o ułaskawienie. Poseł Cymański, mimo iż przyznaje, że Falenta pomógł wygrać PiS wybory, nazywa biznesmena desperatem, który próbuje się ratować, i zapowiada, że komisja nie powstanie, a Jarosław Kaczyński nie ma się z czego tłumaczyć.