Wtedy, gdy tempo wzrostu wydajności w gospodarkach regionu przestanie być wystarczająco wysokie, by rekompensować malejącą – wraz ze starzeniem się społeczeństw – liczbę przepracowanych godzin. Przykładem kraju, w którym sytuacja stale pogorszała się w tym względzie są Czechy.
Czytaj więcej
Wzrost gospodarczy w strefie euro był w drugim kwartale nieco lepszy od prognoz. Negatywnie zasko...
Zmierzch tradycyjnych przemysłów
Po globalnym kryzysie finansowym lat 2007-2008 tempo wzrostu wydajności (liczonej przyrostem PKB na 1 godzinę pracy) spadło w Czechach z 5 proc. do 2 proc., a po epidemii Covid niemal nie rośnie. Trudno więc dziwić się, że Narodowy Bank Czech opublikował w zeszłym roku analizę pokazującą, iż potencjalne tempo wzrostu gospodarczego (takie, które utrzymuje się bez podkręcania go ekspansją monetarną lub fiskalną) obniżyło się w latach 2016-2023 z 3 proc. do 2,5 proc., a jeśli wydajność nie wzrośnie, to obniży się ono wkrótce do 2 proc.
Wydajność malała m.in. dlatego, że popyt na tradycyjne dobra przemysłowe nie przyrastał już tak szybko, jak było to jeszcze dekadę temu. Od 2016 r. ogólna liczba produkowanych w Czechach aut nie rośnie. Popyt rósł już tylko na części zamienne. Rynek pozostałych dóbr przemysłowych też się nasycił, w związku z czym ich produkcja i sprzedaż prawie się nie zwiększały.
Do spowolnienia w czeskiej gospodarce dokładało się rzecz jasna przedłużające się spowolnienie w Niemczech, gdzie – jak opisuje to Wolfgang Műnchau w swojej zeszłorocznej książce „Kaput” – niedostatek promowania innowacji przez rząd i wielkie koncerny sprawił, że niemiecka gospodarka wpadła w pułapkę dominacji tradycyjnych branż przemysłu.