Po latach starań obrońców zwierząt Sejm w końcu przegłosował nowelizację ustawy, która zakazuje hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Fermy będą musiały zakończyć działalność do 2033 r., a im szybciej to zrobią, tym wyższe otrzymają odszkodowania. Za ustawą głosowało 339 posłów (w tym 100 z PiS i 150 z KO), co daje pewność, że ewentualne weto prezydenta zostanie odrzucone, ponieważ do tego wystarczy tylko 260 głosów. Jak pisze w swoim artykule Aleksandra Ptak-Iglewska, autorzy ustawy obalają mity o ucieczce produkcji za granicę i problemach z utylizacją odpadów drobiarskich, wskazując, że tylko 7,5 proc. takich odpadów trafia do ferm norek.

Faktem jest też, że branża futrzarska i tak zanika w całej Europie, ze względu na spadający popyt i malejącą opłacalność. Trudno się temu dziwić. Mamy XXI wiek i zaawansowane technologie w każdej dziedzinie. Ludzkość już dawno wymyśliła i wprowadziła do produkcji materiały, które nie odzierają nikogo ze skóry, a grzeją nasze ciała równie skutecznie jak futra. Rozumiem, że zanim otrzymaliśmy taką możliwość, ludzie okrywali się zimą skórami zwierząt, nosili futra i kożuchy. Sama pamiętam taki kożuch z dzieciństwa. Grzał tak wspaniale, nie sposób było zmarznąć. Dzisiaj mamy mnóstwo innych rozwiązań. Kurtki lekkie jak piórko, odprowadzające wilgoć, ciepłe i ładne. A do tego najczęściej tańsze niż kożuchy i futra.

Dzisiaj noszenie futer to żadna konieczność. To fanaberia, która nie bierze pod uwagę warunków, w jakich hodowane są zwierzęta futerkowe. A nie są to warunki, w których jakakolwiek istota żyjąca powinna przebywać. Szczęśliwie, nastały czasy, w których możemy zadbać o braci mniejszych, nie marznąc i nie tracąc zdrowia, stylu i wygody.