Towarzystwo ustaliło

Subotnik Ziemkiewicza

Publikacja: 24.04.2010 09:06

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/04/24/towarzystwo-ustalilo/" "target=_blank/]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Nieodparcie przypomina się scena z dramatu Sławomira Mrożka „Ambasador”. Tytułowemu zachodniemu ambasadorowi w sowieckiej Rosji (z oczywistych względów sztuka tak tego nie nazywa, ale sugestie są jednoznaczne) gospodarze ofiarowują globus. Z tym, że na globusie tym nie ma zaznaczonych kontynentów. Dlaczego? Bo to jeszcze jest uzgadniane. Dopiero jak kształt kontynentów zostanie zatwierdzony przez odnośne władze, to się je na globusie umieści. Na oczywistą dla człowieka Zachodu uwagę, że istnienie kontynentów i ich kształt to część obiektywnej rzeczywistości, pada odpowiedź, równie oczywista dla człowieka sowieckiego, że bez uzgodnienia i zatwierdzenia przez odpowiednie władze nic nie jest rzeczywistością.

Nieodparcie przypomina się ta scena podczas kolejnych konferencji prasowych polskiej prokuratury, z których jasno wynika, że nie otrzymamy dostępu do „czarnych skrzynek” polskiego samolotu ani do zeznań naziemnej obsługi smoleńskiego lotniska albo jeszcze długo, albo bardzo długo. Nasz „udział” w śledztwie okazuje się ograniczać do grzecznego czekania za drzwiami, aż prokuratorzy rosyjscy zechcą nam coś wyjaśnić, i do rzucania gromów na oszołomów, którzy podnosząc drażliwe kwestie narażają na szwank świeżo ogłoszone historyczne pojednanie z Rosją. Wiadomo, że historyczne pojednania, zwłaszcza na warunkach przeciwnika, to specjalność obecnego establishmentu. Dlatego domaganie się wglądu w materiały śledztwa, a zwłaszcza jego umiędzynarodowienia, już zostało ogłoszone „pluciem Rosjanom w twarz”.

Co prawda, jak słyszę od ludzi serfujących po rosyjskim internecie, to właśnie sami Rosjanie „plują sobie w twarz” najintensywniej. To oni formułują zupełnie jednoznaczne oskarżenia; bardzo się chce, aby były one przesadne. No, ale Rosjanie swoje władze znają dobrze i dobrze wiedzą, na jakie zaufanie zasługują czekiści. Fakt, że się przeciw nim masowo nie buntują, nie oznacza wcale, że są w ocenie swego państwa ślepi i głupi.

Oczywiście, nie każde nie poparte ustaleniami śledztw domniemania co do przyczyn tragedii są przez medialny establishment potępiane. Plucie w twarz Rosjanom ? nie, ale plucie na tragicznie zmarłego prezydenta, to jak najbardziej. W ciągu kilku dni wyrósł nam najwybitniejszy ekspert od katastrof lotniczych, a raczej, najwybitniejszy ekspert w każdej dziedzinie okazał się znać także i na tym. Trudno się na czymś nie znać, jak się jest z nominacji Donalda Tuska mędrcem, i to europejskim. Samolot jeszcze dymił, gdy Lech Wałęsa orzekł autorytatywnie, że to Kaczyński zabił sam siebie i wszystkich innych, bo kazał pilotowi lądować. I od tego czasu powtórzył to nie policzę już nawet, ile razy, kompletnie głuchy na rzeczywistość, na brak jakichkolwiek przesłanek wskazujących na ingerencję śp. Prezydenta w decyzję pilota, powtarzając jako niezbity dowód swej tezy ? jeszcze wczoraj słyszałem to na własne uszy ? wielokrotnie już zdementowaną bzdurę o rzekomym czterokrotnym podchodzeniu do lądowania.

Nie budzi to oczywiście sprzeciwu „autorytetów”, które dostały takiej histerii, gdy w programie Pospieszalskiego nie wykluczono możliwości zamachu i skrytykowano wiernopoddańczą bierność polskiego rządu wobec władz Rosji. Sugerować, że polski pilot popełnił błąd, bo był pod presją harmonogramu zaplanowanych uroczystości, znaczy iść w dobrą stronę. Sugerować, na przykład, że błąd popełnił rosyjski szef obiektu, nie zamykając lotniska, choć zgodnie z przepisami powinien, bo był pod presją harmonogramu zaplanowanych uroczystości, to skandal, hańba, plucie w twarz i nieodpowiedzialne, warcholskie próby zakłócenia pojednania. Ojciec Rydzyk ośmielił się nie czekając na wynik śledztwa zasugerować na antenie swego radia, że to zamach? Skandal, hańba i zniewaga pamięci Lecha Kaczyńskiego (?!). Wałęsa nie czekając na wynik śledztwa też już wie, jak to było i kto jest winien, i informuje o tym publikę słuchającą radia „Agory”? A, to „szacun”.

Skądinąd, euromędrzec i symbol III RP powtarza uparcie wiele rzeczy ? także i to, że w 1995 roku „nie przegrał wyborów, tylko liczenie głosów”, czyli, tłumacząc z wałęsowego na polski, że wybory te Kwaśniewski sfałszował. Jak widać, jedne jego opinie salon nagłaśnia, inne taktownie przemilcza. Wałęsa może bezkarnie bredzić do woli, albowiem ustalono, że Polacy potrzebują mitu, i on właśnie jest tym mitem. A jak Mit i Symbol, to prawda o TW „Bolek”, doskonale wszak od lat „autorytetom” znana, pod korzec, morda w kubeł, a rozum niech się idzie czochrać. Ustaliło tak z grubsza to samo towarzystwo, które na okoliczność tragedii smoleńskiej ustaliło, przeciwnie, że Polacy mitów nie potrzebują, wręcz trzeba ich przed mitami bronić. Już następnego dnia autorytety na łamach swojej gazety wzywały, aby nie dopuścić do zmitologizowania katastrofy, bo mity są złe.

Mity są złe, prawda też jest zła ? swoją drogą, w jaki sposób oni chcą nie dopuścić do „zmitologizowana” tragedii, jeśli pytanie o to, jak naprawdę było, czynią surowo pilnowanym tabu? Cement i tłuczone szkło zamiast mózgów, jak to już pozwoliłem sobie zdiagnozować.

A co do mitów, oczywiście ? złe są tylko „ich” mity, nie „nasze”. Mit uwznioślający Lecha Kaczyńskiego jest wrogi i szkodliwy, podobnie jak mit Millenium 1966 jako symbolicznego początku końca peerelu, albo jak mit Okrągłego Stołu jako miejsca, gdzie przywódcy opozycji zdradzili i pobratali się z komunistycznym okupantem. Natomiast zupełnie inaczej jest z mitami „bezkrwawego, wspólnego sukcesu Polaków z obu stron historycznego podziału”, wspomnianym mitem Wałęsy jako nieomylnego herosa, czy mitem listu Kuronia i Modzelewskiego jako centralnego wydarzenia w historii walki z komunizmem, aktu założycielskiego całej opozycji i w dalszej perspektywie III RP.

Przy okazji, przepraszam, mała dygresja pro domo sua. Prawodawca ostatniego z wymienionych mitów, profesor Friszke, raczył wymienić mnie we wstępie do swej hagiografii Modzelewskiego i Kuronia jako przykład negatywny. Słowa mojego felietonu, podsumowujące sławny „list do Partii” jako bunt młodych, ideowych marksistów, krytykujących aparat partyjny za zbyt łagodną politykę wobec Kościoła Katolickiego, czyni przykładem historycznej ignorancji. Wielka szkoda, że nie zamieszcza owego listu w książce ? ale kto ciekawy może dotrzeć do niego w wydaniu książkowym albo w internecie i przekonać się na własne oczy, że moje podsumowanie jest całkowicie uprawnione. Oczywiście, jest złośliwe i stronnicze, bo niechęć do katolickiego wstecznictwa, acz wyartykułowana wyraźnie, nie jest główną, ani nawet jedną z głównych osi krytyki PZPR za odchodzenie od pryncypiów. Ale jest w dokumencie, ogłaszanym aktem założycielskim antykomunistycznej opozycji, wyraźnie obecna, czego trudno nie uznać za chichot historii. A jeśli pan profesor nie rozumie, czym różni się felieton od opracowania naukowego, to zapraszam do słownika terminów literackich.

Wracając do śledztwa w sprawie katastrofy, które podobno – musimy w to wierzyć na słowo ? jest intensywnie prowadzone, jedno na pewno się naszym władzom udało. Udało im się przekonać społeczeństwo, że jeśli prawda będzie inna, niż z góry zadeklarowano, to i tak zostanie przed Polakami zatajona. Powie ktoś, że w USA do dziś zdecydowana większość obywateli nie wierzy, żeby Kennedy’ego zabił działający w pojedynkę Lee Oswald. Ale w Ameryce nieufność obywateli do rządu nie przekłada się na państwo. W Polsce, jako żywo, granie z obywatelami w durnia zawsze się dla warstw rządzących źle kończyło.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem