Silvio Berlusconi od lat budzi w Europie rozbawienie pomieszane z politowaniem. Nie przeforsował żadnych ważnych dla jego kraju inicjatyw politycznych, nie stanął na czele żadnego nieformalnego klubu, nie był w awangardzie żadnych zmian ani nawet w ruchu oporu przeciwko zmianom. W kuluarach unijnych szczytów wspomina się o nim tylko jako o autorze pieprznych dowcipów czy zabawnych bon motów. Do tego stopnia zminimalizował międzynarodowe znaczenie swojego kraju, że zapomniane zostały fundamentalne fakty.

Włochy są jednym z sześciu członków założycieli UE i jednym z 12 członków założycieli NATO. Traktaty ustanawiające UE zostały podpisane w Rzymie. Włochy są czwartą gospodarką Unii, a trzecią strefy euro. I wreszcie są trzecim – po USA i Japonii – dłużnikiem świata. Ich zobowiązania wynoszą ponad 1,8 biliona euro i w znakomitej większości są w rękach zagranicznych inwestorów i włoskich banków gotowych sprzedawać obligacje po pierwszych sygnałach paniki. Jeśli dziś boimy się upadłości Grecji z jej niespełna 3 proc. PKB strefy euro i „zaledwie" 320 mld euro długu publicznego, to wizja kłopotów Włoch powinna nas wprawiać w przerażenie.

Ratowanie Włoch, jeśliby do niego doszło, jest pod każdym względem trudniejsze. O ile znalezienie nawet 320 mld euro dla Grecji jest możliwe, o tyle już 1,8 bln euro nikt z kieszeni nie wyciągnie. Fundusz ratunkowy strefy euro nie jest na to przygotowany, budżety innych państw nie udźwigną takiej pomocy i jedynym ratunkiem będzie zmiana Europejskiego Banku Centralnego w prasę do drukowania pieniędzy. Ze wszystkimi tego skutkami dla inflacji i wzrostu gospodarczego. Poza tym kłopoty Włoch to kłopoty ich dotychczasowych pożyczkodawców. Skoro straty banków na długu greckim wymagają ich dokapitalizowania o 106 mld euro, to o jakich sumach będziemy mówili w przypadku Włoch? Wreszcie efekt zarażenia. Skoro Grecja może zarazić Włochy, to kto stanie się ofiarą Włoch? Nie bez przyczyny Francja postanowiła teraz zaciskać pasa mimo zbliżających się wyborów parlamentarnych. A w Azji już ostrzegają przed spowolnieniem wzrostu gospodarczego na skutek możliwego wyschnięcia źródła kredytów w bankach europejskich.

Dobra wiadomość jest taka, że katastrofy włoskiej można uniknąć. O ile upadek Grecji był od początku właściwie przesądzony, o tyle Włochy są ciągle w stanie rządzić się same. Do tego jednak potrzebny jest budzący zaufanie inwestorów rząd, który zobowiąże się do reform gospodarczych. I jakaś nadzwyczajna obietnica wsparcia ze strony całej społeczności międzynarodowej.