I niech tak się dzieje. Bo choć wcześniej dziennikarze poinformowali wartowników, że będą wykonywać swoje dziennikarskie zadania, i że zostali przez tamtych wpuszczeni dalej, gdy zrobili parę fotek i wsiadali do samochodu, nagle ukazał się przed inny partol: ludzie w mundurach Wojska Polskiego, którzy wyciągnęli ich z samochodu, szarpiąc i używając wulgaryzmów. "K***wa, wysiadaj, bo cię zaraz wysadzę" – ogólnie, w tym stylu. Następnie kazali im stać z rękami podniesionymi do góry i skuli kajdankami (być może mylę kolejność). Cóż, żołnierz żołnierzowi nierówny, jak np. poseł prezes każdemu innemu posłowi.
Czytaj więcej
Press Club Polska informuje na swoim profilu na Facebooku, że trzech fotoreporterów zostało zaatakowanych 16 listopada, ok. godziny 16, przez "grupę osób w mundurach Wojska Polskiego".
Ad rem: to, oczywiście mogło się zdarzyć, bo powszechnie wiadomo, że "koty" (młode roczniki) bywają różne; jedne bardziej spokojne, inne agresywne. Zapewne młodzi żołnierze chcieli się wykazać. Każdy ma swój styl i tyle. A że wulgaryzmy są dzisiaj w powszechnym użyciu, też wiadomo, bo to jest żołnierz współczesny, a nie jak dawniej (nie mówiąc już o kadrze oficerskiej), wychowywany do tego, by godnie reprezentował mundur. Gorzej, gdy ich dowódca, w stopniu XXL (nie znam się na dystynkcjach), jak wyczytałem ze zgrozą gen. broni Tomasz Piotrowski (cóż za wdzięczna zbieżność nazwisk ze znanym i powszechnie szanowanym konstytucjonalistą), nie dość że nie subordynował i ukarał podwładnych, to komentując zajście, pochwalił żołdaków i oświadczył, że zobaczyli „trzech mężczyzn, którzy się czają, są zamaskowani, w ciemnych kurtach”. Dalej łgał jak najęty, że mężczyźni nie reagowali na wezwanie zatrzymania, i że nie mieli żadnych oznaczeń, i nie chcieli „za bardzo rozmawiać”. To „za bardzo” jest szczególnie intrygujące. Dalej XXL stwierdził, że po zdjęciu masek „okazało się, że dwóch ma zarost, co w warunkach ograniczonej widoczności można różnie odebrać”, co też jest kuriozalne, bo wiadomo, posiadacze zarostu to typy podejrzane. Dodał, (nie rozpoznając należycie, choć to generał), że mieli też „jakiś sprzęt optyczny”. Potem tłumaczył dalej, że choć sytuacja była trudna (sic!), nikt nikogo nie poturbował, nikt nikomu nie ubliżał, nie szarpał. Ma na to dowody, bo jest to opisane w raportach żołnierzy z patrolu i ma te meldunki. Notatki policyjne też. Zatem, to jedynie czcze wymysły dziennikarzy - zakończył tryumfalnie. Pominął milczeniem dowody w postaci nagrań, które były pokazywane w mediach - dzisiaj można je obejrzeć w internecie.
Czytaj więcej
We wtorek trzech fotoreporterów zostało zatrzymanych w pobliżu granicy z Białorusią. MON zaprzecza, by interwencja przebiegła w sposób agresywny. "Kur**, wysiadaj z samochodu" - krzyczał do dziennikarzy jeden z żołnierzy.
Przypomniało mi to anegdotę sprzed lat, którą tu przytoczę: zdarzenie miało miejsce też w wojsku polskim, w czasach zapomnianych, gdy doprawdy szanowano mundur. Pani majorowej zepsuła się spłuczka w ubikacji, taka starodawna, ze zbiornikiem na wodę u góry i łańcuszkiem do pociągania. Kapitan wysłał dwóch szeregowców, aby ją naprawili. Po kilkunastu minutach wbiega do dowództwa rozdygotana pani majorowa, krzycząc: „Boże! Boże! Jak oni klęli!” I padła na podłogę zemdlona. Przeniesiono panią majorową do innego pomieszczenia w celu ocucenia. Przed kapitanem stanęło wyprężonych dwóch żołnierskich majsterkowiczów. - Co tam sie stało ?!! - ryknął major. - Nic takiego - odparł szeregowiec. - Ja trzymałem rurę, a Józek lutował dziurę w zbiorniku. W pewnej chwili mówię do niego: „Drogi kolego, bądź tak uprzejmy, i nie kap mi cyną za koszulę”.