Postawienie na ostrzu noża sprawy przerwania kadencji I prezes SN Małgorzaty Gersdorf i innych sędziów, którzy osiągają wiek emerytalny, nie służy Prawu i Sprawiedliwości. Przeszkadza bowiem w osiągnięciu celu, jakim jest przejęcie całego wymiaru sprawiedliwości bez większych awantur. Nauczeni doświadczeniem z Trybunałem Konstytucyjnym i reformą sądownictwa rządzący chcieli tym razem przeprowadzić całą operację w rękawiczkach. Nie udało się, w czym głównie zasługa ich politycznych przeciwników i obywateli, których przekonały ich argumenty. Po świecie znów rozlała się fala komentarzy i obrazków pokazujących Polskę jako kraj z naruszoną praworządnością. Ale czy ten konflikt posłuży opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej na dłuższą metę? Czy obrona SN będzie nośna społecznie?
Emocje i przestrogi
Wiele zależy od tego, jak wielką falę uda się opozycji zbudować. Jedną z metod jest apelowanie do patriotycznych emocji i obowiązków. W awangardzie są media społecznościowe. „Każdy, kto jest przyzwoity i komu zależy na Polsce, powinien być dziś pod #SądNajwyższy i pod sądami w całym kraju, by bronić państwa. Inaczej zgadza się być parobkiem w folwarku Kaczyńskiego i jego pomagierów – Morawieckiego i Dudy" – zwracał się we wtorek do obywateli kandydat Nowoczesnej na wiceprezydenta Warszawy Paweł Rabiej.
Czytaj także: 12 miesięcy wojny o SN - kalendarium sporu
Pojawiły się też pełne niepokoju zapowiedzi ekspertów. Portal Wiadomo.co cytował opinię konstytucjonalisty, prof. Marka Chmaja: – Nie ma zmian merytorycznych i szans na usprawnienie działania SN. Dodanie dwóch nowych izb i tak nic nie zmienia poza tym, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych obsadzona przez nowych sędziów i ławników będzie stwierdzać ważność wyborów do Sejmu i Senatu i ważność wyborów prezydenckich. Tutaj mamy duże ryzyko na przyszłość – przestrzegał profesor. Czy to jednak przekona obywateli, by bronić SN?
Pełen worek
Obrona sądów przed PiS mogłaby się opozycji udać tylko wtedy, gdyby obywatele utożsamiali demokratyczne instytucje ze sprawiedliwością. A tak z kolei mogłoby się stać, gdyby uważali oni państwo za sprawiedliwe, a polityków – za reprezentujących ich interesy. Tak nie jest. Największa wygrana PiS w tej walce to rozmycie, i tak nie dość ugruntowanej w społeczeństwie, zależności między istnieniem niezawisłych sądów a sprawiedliwością. Walka o wartości demokratyczne, niepoparta walką społeczną, może co najwyżej doprowadzić do mobilizacji elektoratu.