Grzegorz Maj, młody prawnik pracujący w Totalizatorze Sportowym od maja 2006 r. do kwietnia 2007 r., miał być ważnym świadkiem.
Przesłuchanie było konieczne, bo nazwisko Maja przewijało się w kolejnych dokumentach przysyłanych do komisji, w wypowiedziach jej członków i publikacjach prasowych. Głównie jako tego, który napisał projekt ustawy hazardowej.
Maj zepsuł cały pogrzeb, bo już na wstępie powiedział, że nie był autorem projektu. Dowód? Do pracy w Totalizatorze przyszedł wtedy, gdy projekt był już prawie gotowy. Żaden z posłów nie był w stanie mu udowodnić, że było inaczej, niż zeznał.
Reszta przesłuchania to lekcja pokazowa na temat „jak nie powinno się przesłuchiwać świadka”. Z jednej strony wystąpił niezwykle pewny siebie prawnik. Z drugiej posłowie, których część z każdą chwilą coraz bardziej nerwowo odbijała się od gładkich odpowiedzi Maja. Nawet gdy mówił niejasno, skłaniając do przypuszczeń, że nie wszystkie tajemnice Totalizatora są rzeczą chwalebną.
Tak było w przypadku pytań o kontrowersyjną umowę TS ze spółką Gtech. Maj przygotował na jej temat dokument, choć nie poznał treści umowy, bo nie miał dostępu do informacji niejawnych. Maj opowiadał też o kuriozalnym działaniu Totalizatora, który niezadowolony z postawy Ministerstwa Finansów naskarżył na ten resort do Kancelarii Prezydenta.