Jeszcze rano wydawało się, że złoty jest na najlepszej drodze do tego, by odrobić część strat z ostatnich dni, w szczególności w zestawieniu z dolarem. Rano nasza waluta umacniała się bowiem o około 0,4 proc. Niestety w miarę upływu czasu siła złotego gasła w oczach. Tym samym po południu wyceny na rynku walutowym zbliżyły się do tych, widzianych wczoraj. Oznacza to, że za dolara trzeba było płacić 3,74 zł, euro kosztowało 4,27 zł, zaś frank szwajcarski był wyceniany na 4,60 zł. 

Dolar wyznacza kierunek

W czwartek rytm rynkowi walutowemu znów nadawał dolar. -Próby korekty rajdu dolara są ucinane przez niezłe dane z USA. Wczoraj niezłe ADP i PKB za II kwartał, dzisiaj dane PCE, które wskazały na podbicie "inflacji wydatków" do 2,6 proc. r/r i jej utrzymanie w ujęciu bazowym na poziomie 2,8 proc. r/r. Wygląda na to, że Jerome Powell miał w ostatnich tygodniach rację, twierdząc, że Fed powinien dać sobie nieco czasu, zanim podejmie decyzję o cięciu stóp procentowych, aby mieć pewność, co do wpływu ceł na presję cenową w gospodarce. Szanse na cięcie we wrześniu spadły do 42 proc., a w perspektywie do końca roku oczekiwania zdają się zmierzać w stronę zaledwie jednej obniżki o 25 punktów baz. (obecnie rynek wycenia 34 punkty baz. ruchu). Dzisiaj poza PCE dostaliśmy też niezłe dane o cotygodniowym bezrobociu (odczyt 218 tys. pokazuje, że stabilizujemy się poniżej 220 tys.) oraz regionalny odczyt Chicago PMI, który odbił w lipcu do 47,1 pkt – wskazuje Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.