Sląska awantura może zaszkodzić PiS w wyborach

Słowa Kaczyńskiego o "śląskości jako zakamuflowanej opcji niemieckiej" mogą pozbawić partię kilku procent głosów

Publikacja: 07.04.2011 19:21

Awantura o śląskość trwa niecały tydzień, ale już widać, że jest poważnym problemem dla PiS. Świadczą o tym zakłopotanie polityków tej partii wyjaśniających słowa lidera i tłumaczenia samego Kaczyńskiego.

Wskazówką jest też zachowanie polityków PO, ochoczo komentujących wpadkę Kaczyńskiego. Gdyby był to dla nich problem, woleliby uciekać od tematu. Podobnie zachowałyby się media sprzyjające rządowi. Sekundująca Platformie "Gazeta Wyborcza" każdego dnia publikuje wypowiedzi osób twierdzących, że zostały skrzywdzone słowami prezesa PiS.

Można założyć, że urwą one PiS kilka procent głosów, i to nie tylko na Śląsku. Może tu zadziałać mechanizm podobny do tego, który dziesięć lat temu uruchomił Marek Belka. Jako typowany przez SLD na ministra finansów tuż przed wyborami wypowiedział się za możliwością wprowadzenia podatku od lokat bankowych. Politycy Sojuszu uważają, że stracili wtedy wiele głosów. Być może nawet szansę na samodzielne rządzenie.

Rzecz nie tylko w głosach obrażonych na PiS Ślązaków (Kaszubom też może się nie spodobać rezerwa Kaczyńskiego wobec regionalizmów). Spór tego rodzaju – sprzedawany jako przeciwstawienie "endecki i ksenofobiczny PiS kontra uciskane mniejszości" – mobilizuje najbardziej antypisowskich wyborców. – Walcie się skini w garniturach – tak po słowach Kaczyńskiego określił PiS Marcin Meller, celebryta obrażony ostatnio na PO. Platformie groziło, że wielu jej rozczarowanych zwolenników nie pójdzie jesienią do wyborów. Wciąż się jednak okazuje, że mobilizuje ich każda kontrowersyjna wypowiedź lidera PiS.

W dodatku spory o śląskość całkowicie wyparły niewygodną dla rządu debatę o kondycji gospodarczej. Zwłaszcza o cenach i kosztach utrzymania. Nawet tabloidy, które ostatnio epatowały czytelników doniesieniami o  wzroście cen, poświęcają sporo miejsca śląskiej awanturze.

Wreszcie, kwestia wyborców na Śląsku. Fałszywy stereotyp mówi, że to region platformerski. Tymczasem kilka rdzennie górnośląskich powiatów wiernie głosowało za kandydatami PiS. W wyborach prezydenckich 2010 r. Jarosław Kaczyński wygrał w pięciu takich powiatach. W sześciu innych miał wynik powyżej swojej średniej z tego województwa. Niemało zamieszkałych przez hanysów gmin można uznać za pisowskie twierdze, np. Mszanę – Jarosław Kaczyński zdobył tam 71 proc. głosów, czy Bojszowy z 67 proc. (pięć lat wcześniej Lech Kaczyński uzyskał tam 71 proc. głosów). Dziś PiS może stracić część tych wyborców.

Zresztą przez ostatnie pięć lat miał coraz gorsze wyniki na Górnym Śląsku. W 2005 r. Lech Kaczyński przegrał tam zaledwie dwoma punktami procentowymi, pięć lat później jego brat już 14 punktami z Bronisławem Komorowskim.

Podobnie może być z Kaszubami. Lider PiS skrytykował w swoim raporcie Donalda Tuska za eksponowanie swojej kaszubskości, co jest przedstawiane jako atak na wszystkich Kaszubów. A w wyborach 2005 r. Kaszuby były regionem "kaczystowskim". Nawet powiaty kościerski i kartuski, skąd wywodzi się rodzina Tusków, wolały poprzeć warszawiaka niż swojaka. Niektóre rdzennie kaszubskie gminy również stały się wręcz pisowskimi twierdzami, jak Sierakowice (w wyborach prezydenckich na Kaczyńskiego padło tam 64 proc. głosów, na Komorowskiego – 36) czy gmina Brusy, siedziba pierwszego kaszubskiego liceum.

Jednak ogólna tendencja jest podobna do tej ze Śląska – z roku na rok coraz mniej Kaszubów popiera PiS.

Partia Kaczyńskiego nie może liczyć na to, że do wyborów opinia zapomni o śląskiej awanturze. Jest to zbyt poręczny temat dla PO i wspierających ją mediów, by mogło się tak stać.

Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina
Publicystyka
Bogusław Chrabota: O pilny ratunek dla polskich mediów publicznych
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Ukraina może jeszcze być w NATO