Wiosną 1924 roku sytuacja finansowa samego Paderewskiego była już na tyle niepokojąca, że rozpoczęto sondaże co do wyzbycia się wszystkich aktywów krajowych, a w tym i wydawnictwa.
W połowie maja 1924 r. nakład spadł poniżej 32 tys. egz., z którego 10 tys. kolportowano poza Warszawą. Stan zadłużeń wynosił 2 tys. USD., w tym dla arcybiskupa Teodorowicza 1500 USD i Strońskiego 500 USD.
W tym czasie gazetą i drukarnią zarządzali zaufani plenipotenci Paderewskiego Zygmunt Iwanowski, Józef Orłowski i Sylwin Strakacz. Redaktor naczelny Stanisław Stroński w liście do Paderewskiego z 8 sierpnia rozliczał i ostrzegał: „Byt pisma jest poważnie zagrożony. Z uporządkowaniem praw własności nie poszło w parze uporządkowanie ustroju przedsiębiorstwa. Nakład pisma przerażająco spadł... wynosi ok. 20 tys. ..., ogłoszenia i kolportaż prowadzone są bez żadnej umiejętności..., każdy współpracownik widzi, że nie ma jednolitego kierownictwa, opartego na pełnym zaufaniu Pana Prezydenta".
Rozżalony pisał: „...tkwi w tym jakieś okrutne nieporozumienie, bym przez całe lata poświęcał dnie i noce pismu, jak mu poświęciłem swój zawód naukowy, a nie wiedział, czy jest to trwały warsztat mojej pracy, czy też lada miesiąc to wszystko się nie skończy". Zaproponował, że może przejąć kierownictwo i „...prowadzić je do końca br. z wkładem Pana Prezydenta" a gdyby „pismo za jakichkolwiek powodów" miało przestać być osobistą własnością Paderewskiego, by jemu przysługiwało prawo pierwokupu" (cyt. za A. Paczkowskim).
Paderewski postawił na swoich plenipotentów. Stroński z grupą wiernych mu dziennikarzy, którzy współtworzyli najlepszy dziennik w pierwszych latach odrodzonej Polski, będzie musiał odejść.