Pracowała pani w kancelariach trzech prezydentów: Lecha Kaczyńskiego, Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy. Jakie jest pani najsilniejsze przeżycie związane z prezydentami?
Bez wątpienia takim przeżyciem była katastrofa smoleńska. W piątek na koniec dnia pożegnałam się z ówczesnym ministrem w Kancelarii Prezydenta RP, moim szefem, Andrzejem Dudą i wyjechałam na krótki urlop, odwiedzić przyjaciółki z czasów licealnych. Przegadałyśmy całą noc. W sobotę obudził mnie dzwoniący non stop telefon, o katastrofie dowiedziałam się od prof. Marka Zubika, zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego. Błyskawiczna decyzja o powrocie do Polski, zupełnie innej. Pracując na stanowiskach urzędniczych nigdy nie myśli się, że w XXI wieku taka służba może trwać do ostatniego momentu życia. Ta refleksja wróciła do mnie w ostatnich latach, gdy z uwagi na wojnę na Ukrainie, atak hybrydowy na naszą wschodnią granicę, na polecenie prezydenta Dudy odbywały się niejawne ćwiczenia państwowe z zakresu reagowania na sytuacje zagrażające bezpieczeństwu państwa.