Nadchodzi czas lewicy – powtarzają jak mantrę politycy SLD, Europy Plus czy innych organizacji z lewej strony sceny politycznej. Na razie jednak lewica jest zatomizowana jak nigdy. Podział został ostatecznie dokonany w miniony weekend. Unia Pracy stanęła zdecydowanie po stronie SLD, a Aleksander Kwaśniewski – po stronie Europy Plus.
Organizowany przez SLD na Stadionie Narodowym Kongres Lewicy odbył się bez udziału trzech byłych prezydentów. Lech Wałęsa wykręcił się pobytem za granicą, Wojciech Jaruzelski złym stanem zdrowia, a Aleksander Kwaśniewski nie szukał wymówki tylko po prostu przysłał list, w którym proponował współpracę wszystkich sił lewicowych i centrolewicowych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że propozycja miała charakter czysto rytualny, skoro Kwaśniewski nawet nie pofatygował się, by złożyć ją osobiście.
Józef Oleksy, pomysłodawca Kongresu, też mówił, że Sojusz nie zrezygnuje z dialogu, ale wygląda na to, że ten dialog niekoniecznie musi być toczony z Europą Plus. Bo drogi dwóch formacji lewicowych na dobre się rozeszły. Europa Plus, której patronuje Kwaśniewski, postawiła na współpracę z liberałami spod znaku Stronnictwa Demokratycznego, a SLD poszedł w kierunku środowisk z nostalgią wspominających PRL. Na kongresie lewicy nie brakowało zresztą wystąpień wysławiających osiągnięcia epoki Edwarda Gierka, a Krzysztof Gawkowski, młody sekretarz generalny Sojuszu, tak dalece wczuł się w klimat PRL, że zdjął marynarkę, podwinął rękawy koszuli i wywijał czerwonym krawatem, zagrzewając uczestników kongresu do walki. Po czym rozległy się dźwięki Międzynarodówki, której zebrani wysłuchali na stojąco. Trudno o bardziej ostentacyjną demonstrację kursu Sojuszu.
Kto zyska na Kongresie Lewicy?