Niezależnie od oceny mojego zachowania problem jest realny. Kiedy w Szczecinie istniało 6 dużych kół, frekwencja podczas naszych prawyborów, które miały wyłonić kandydata na prezydenta Polski, wyniosła ponad 80 proc. Teraz, gdy mamy te nowe, napompowane koła, w sumie 14, to frekwencja w Szczecinie podczas wyborów na szefa partii sięgnęła około 40 proc. Przy czym były koła, w których frekwencja wyniosła ponad 80 proc., i takie, gdzie było to 10–15 proc. Jedne i drugie koła funkcjonują na takich samych prawach, a więc cwaniactwo się opłaca. A ja bym chciał, żeby się nie opłacało.
Pana przeciwnicy twierdzą, że pan też nie zachowywał się w rozgrywkach partyjnych jak dżentelmen, np. od półtora roku nie zwoływał pan zjazdu powiatowego, łamiąc statut. Wygląda to tak, że w Szczecinie starli się dwaj twardzi zawodnicy – pan i szef organizacji wojewódzkiej Stanisław Gawłowski. I on okazał się lepszy.
To nieprawda. Nie łamałem statutu. Te zarzuty pojawiły się, gdy postawiłem publicznie sprawę pompowania kół. Klasyczne odwracanie uwagi. Moi oponenci bardzo chętnie mówią o mnie, ale nikt nie odnosi się do pompowania kół, do którego w oczywisty sposób doszło. Pan Stanisław Gawłowski zbudował mechanizm, w którym urzędnicy są odpowiedzialni za poszczególną liczbę delegatów. Nieważne, skąd ich wezmą, kto zapłaci składki. Ważne, żeby był protokół i odpowiednie liczby. Jeśli 3 osoby mają wybrać 9 delegatów, to nie przeszkadza. 12 osób 29 delegatów, też dobrze. Podnosimy ręce i po wszystkim. To nie jest standard demokratycznej partii. I to nie ja szkodzę Platformie mówiąc o tym, tylko ci, którzy to robią.
Partie nie znoszą wywlekania tego typu spraw na światło dzienne. Zwykle ten, kto to robi, dostaje po tyłku.
Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że na bieżąco informowałem o sprawie sekretarza generalnego partii. Uprzedziłem go nawet na dwa tygodnie wcześniej, że noszę się z zamiarem odejścia ze stanowiska szefa szczecińskiej PO, bo nie zwołam zjazdu, który został zmanipulowany. W odpowiedzi usłyszałem, że jest to chyba najlepsze rozwiązanie. Myślę, że sekretarz generalny dzisiaj żałuje swojej decyzji, chyba nie przypuszczał, że ta historia odbije się tak donośnym echem. Ja zresztą też nie przypuszczałem.
Na pewno zna pan powiedzenie: nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Mam w pamięci historię z prof. Teresą Lubińską, kandydatką PiS na prezydenta Szczecina w 2006 roku, którą świadomie oskarżył pan o coś, czego nie zrobiła, a dwa lata później przyznał pan, że była to strategia kampanijna. Dlatego jakoś nie mogę się użalić nad pana losem.