„Nowrocky” to jedno z najlepszych wyborczych haseł w III RP. Jest to zuchwale proste nawiązanie do popkultury, przede wszystkim do lat 80. i 90., gdy seria stworzona przez Sylvestra Stallone’a kształtowała polskie wyobrażenie o amerykańskim śnie – wyobrażenie zapisane na taśmie VHS. John Rambo i Rocky Balboa ukształtowali PRL-owskie myślenie Polaków o mitycznej Ameryce nie mniej niż „Dynastia”. Zatem odwoływanie się do mitu Rocky’ego przez sztab Karola Nawrockiego w kampanii miało sens nie tylko sportowy i bokserski, ale też historyczny.
Nie przez przypadek Trumpa popierają ikony sztuk walki, fighterzy z UFC oraz legendarny Hulk Hogan
W mediach społecznościowych pojawiały się nawiązania do czwartej odsłony serii z 1985 r., w której to Balboa walczył z radziecką „maszyną do zabijania” Ivanem Drago. Boks oraz lęk przed Rosją wpisany w mitologię Rocky’ego dobrze wpasowuje się w dawne rozumienie amerykańskiego snu, czyli obietnicę szansy na sukces poprzez ciężką pracę.
Czytaj więcej
Przebywający z wizytą w USA prezes IPN, kandydat na prezydenta popierany przez PiS, Karol Nawrock...
Dla mnie Rocky Balboa to jedna z najlepiej napisanych i rozwiniętych postaci amerykańskiej popkultury, immanentnie związana z biografią jej twórcy – Sylvestra Stallone’a. Jako młody, nieznany i biedny chłopak nie zgodził się sprzedać wielkim wytwórniom swojego scenariusza, o ile nie pozwolą mu zagrać tytułowej roli. Uporem i hartem ducha wymusił na niechętnych mu decydentach w Hollywood obsadzenie go w roli filadelfijskiego „włoskiego ogiera”, który wyboksowuje sobie drogę na szczyt. Ryzyko się opłaciło – „Rocky” z 1976 r. zdobył trzy Oscary (w tym za najlepszy film roku). Reszta jest historią.