Dane z polskiej gospodarki za czerwiec były „takie sobie” – negatywnie zaskoczyła m.in. sprzedaż detaliczna. Niemniej gdyby spojrzeć na szerszą perspektywę i porównać pierwszą połowę roku z prognozami z jego początku, to można rzec, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Gdy uśrednimy dane z kolejnych miesięcy, to widać, że cały czas mamy ożywienie gospodarcze. Nie ma wprawdzie żadnego spektakularnego przełomu, zmiany są powolne i ograniczone, ale w pozytywnym kierunku.
To może więc budzić pewną frustrację i przeświadczenie, że miało być lepiej. Jednak gdy popatrzymy na dłuższy trend, to widać, że gospodarka się stabilizuje, a pozytywne impulsy pojawiają się w coraz większej liczbie branż. Dlatego przewidujemy, że cały rok zakończy się silniejszym wzrostem gospodarczym niż w 2024 r. (2,9 proc. r/r. – red.). Nasza prognoza to 3,3 proc., może nawet ciut więcej. Druga połowa roku będzie w wynikach gospodarczych lepsza niż pierwsza, a drugi kwartał lepszy niż pierwszy (szybki szacunek PKB za drugi kwartał poznamy w połowie sierpnia – red.).
O ile rzeczywiście sprzedaż detaliczna za czerwiec trochę rozczarowała (+2,2 proc. r./r. – red.), to jeśli uśrednimy wyniki drugiego kwartału względem pierwszego, przyspieszenie jest dosyć wyraźne – z około 1 proc. r./r. do 4 proc. Widać też poprawę nastrojów konsumenckich. Maj i czerwiec były bardzo dobre, w lipcu doszło do pewnego cofnięcia. Myślę jednak, że nie neguje ono tendencji wzrostowej.
Jednocześnie w lipcu możliwości oszczędzania deklarowało ponad 66 proc. badanych – najwięcej w historii. Ponad 42 proc. badanych, najwięcej od 5,5 roku, oceniło, że obecnie jest dobry czas na oszczędzanie.
Oszczędności pozytywnie zaskakują nie tylko w badaniach koniunktury, ale też np. w danych o stopie oszczędności. Wciąż dynamicznie rosną depozyty gospodarstw domowych. Często spotykam się z wyjaśnieniem, że to odzwierciedlenie jakiegoś niepokoju konsumentów. To nie do końca tak. Następuje ważna zmiana strukturalna: coraz więcej gospodarstw domowych stać, żeby cokolwiek zaoszczędzić. Kiedyś to było 30 proc., teraz 60-70 proc. To jest więc efekt bogacenia się społeczeństwa i strukturalnego spadku bezrobocia ostatnich kilkunastu lat, który potem przełożył się na ponadproporcjonalnie silne wzrosty wynagrodzeń. Do tego doszła polityka transferowa, np. 500+/800+.
Czytaj więcej
Oddalenie widma totalnej wojny celnej pomiędzy UE i Stanami Zjednoczonymi polscy przedsiębiorcy p...