W II turze kampanii prezydenckiej najważniejszym zadaniem było urwanie kandydatom, którzy odpadli, jak największej grupy wyborców. W lepszej sytuacji był Karol Nawrocki, bo to kandydat Konfederacji miał ich najwięcej, zdyscyplinowanych i gotowych na pójście do urn. Trzeba było im tylko „dmuchnąć pod narty”.
Czyich wyborców przejął Karol Nawrocki?
I poszło. Wezwania liderów Konfederacji, by głosować, wspólny obiad Nawrockiego z Mentzenem tuż przed dniem głosowania, zapewnienie, że lider Konfederacji nie zagłosuje na Trzaskowskiego, a przede wszystkim demonstrowanie wspólnoty poglądów, ale jednocześnie szacunku dla odrębności partyjnej – wszystko to pozwoliło kandydatowi popieranemu przez PiS na pozyskanie 90 proc. wyborców Mentzena i na wyciągnięcie prawie 370 tys. głosów więcej, niż otrzymał kandydat KO, mimo że głosowali na niego nawet zwolennicy Zandberga (ok. 84 proc.), nie wspominając o wyborcach Biejat czy Hołowni. Ale było ich za mało.
Czytaj więcej
Trudno na starcie prezydentury Karola Nawrockiego zakładać, że na pewno pójdzie na noże z premier...
Podział obywateli jest w efekcie walki w II turze niezwykle klarowny: prezydent elekt zarządza nadziejami i marzeniami prawicy i skrajnej prawicy, a reszta z niepokojem czeka na to, co będzie. Co prawda Karol Nawrocki wykonuje pewne gesty w stronę „socjalistów i socjaldemokratów”, obiecując, że będzie też ich prezydentem, ale to na razie tylko sprzątanie po błędach Rafała Trzaskowskiego, który przed II turą lewicowego elektoratu i wyborców nie tylko Zandberga, ale i Biejat nie dostrzegł.
W kogo wierzy pokolenie zetek
Wszystko to nie wróży dobrze przeszłej kohabitacji, co potwierdzają sondaże. W badaniu Opinia24 dla RMF FM zadano respondentom pytanie: „Z której strony, Pana/i zdaniem, będzie większa gotowość na współpracę pomiędzy rządem Donalda Tuska a prezydentem Karolem Nawrockim?”. I badani nie mają złudzeń.